Zajął miejsce przy prawym boku Danny’ego. Wziął chłopca pod rękę. Rainie zrobiła to

– Dwugłowy pies! Sandy obudziła się ze łzami na policzkach i zapragnęła zadzwonić do Melindy. Wiedziała jednak, że to nic nie da. Melinda przeprowadziła się do Portland prawie piętnaście lat temu. Wyszła za mąż – Sandy pojechała na ślub, będąc w siódmym miesiącu ciąży z Dannym – i od tamtej pory nie widziały się już. Ich drogi rozeszły się, jak to bywa w życiu. Łatwiej było utrzymywać kontakt ze znajomymi, którzy mieszkali w pobliżu. Szczerze mówiąc, Sandy nie tęskniła specjalnie za przyjaciółką z dzieciństwa. Podejrzewała, że bardziej tęskni za samym dzieciństwem. Być znowu beztroską dziewczynką. Mieć pewność, że zna wszystkie odpowiedzi. W salonie, gdzie spał na sofie Shep, rozlegało się chrapanie. Z szafy w korytarzu, gdzie spała Becky, dochodziły jakieś szmery. A w pokoju Danny’ego panowała cisza. Szósta rano. Sandy wpatrywała się w sufit. Zastanawiała się, jaki popełniła błąd. Jak odnaleźć sens w tym wszystkim. Była przecież matką i powinna znać drogę. Zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę, zanim przebrzmiał do końca pierwszy przenikliwy sygnał. – Halo, Danny – krzyknęła. Nie odpowiedział. Słyszała znajome już teraz, dźwięki w tle. Pobrzękiwanie metalu, odległy szum głosów. Sandy rozejrzała się trochę po poprawczaku w Cabot podczas pierwszej próby odwiedzin u Danny’ego. Schludny, nowoczesny, naprawdę nie taki zły w porównaniu do innych zakładów wychowawczych. Ale w wyobraźni matki był posępnym więzieniem. http://www.abc-budownictwa.net.pl/media/ tylko ostry smak chrzanu. Jedno morder- 61/86 stwo, dźgnięta nożem prostytutka w hotelu Eden. Historia, jakich dziesiątki, pół szpalty w „Gazette des Tribunaux”, nic więcej. Czy znajdzie mordercę, czy nie, nie ma wielkiego znaczenia. Ani kompromitacji, ani awansu z tego nie będzie. Lang odkłada na chwilę sztućce, ociera dłonie o kant biurka. Znów go korci, żeby nasycić oczy widokiem skręconych w agonii ciał i martwych oczu kobiet, zabitych przez zazdrosnych kochanków, nieostrożnych

Uśmiechnęła się do niego chytrze. – Może i jestem niedoświadczona, agespie, ale szybko się uczę. – Agespie? – Agent specjalny w języku miejscowych organów ścigania. Wie pan, my tu nie oglądamy się zbytnio na tytuły. – Rozumiem. – Wydawał się nieco oszołomiony. Sprawdź jak Bonaparte! Słońce błysnęło na ciemieniu tryumfatora, tam gdzie przeświecała okrągła łysinka, wielce przypominająca tonsurę. Następna powieść z cyklu Kryminał prowincjonalny PELAGIA I CZERWONY KOGUT Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można