Jednak wcale nie poczuła się lepiej. Drugi dzień śledztwa i czym dysponowała? Długą

zaangażowania. Widzisz, urabiałem Danny’ego O’Grady od ponad roku. Powoli oswajałem go przez Internet. Dawałem mu do zrozumienia, że jego złość i poczucie niższości są zjawiskiem powszechnym i dopuszczalnym. Potem było już łatwo. Spotkałem się z nim osobiście. Pokazałem mu, że nie jestem żadnym zboczeńcem, tylko psychologiem z jego szkoły. Jak można wątpić w to, co mówi szkolny psycholog? „Musisz bronić swoich praw, Danny. Pokazać wszystkim, łącznie z twoim ojcem, kto tu rządzi”. Oczywiście nigdy nie wspominałem o Melissie Avalon. To była niespodzianka, którą zostawiłem na ostatnią chwilę. Chłopak wiedział, że musi tylko przynieść broń i zebrać się na odwagę, a ja miałem mu pomóc w samorealizacji. Kiedy wchodziliśmy do szkoły bocznym wejściem, trząsł się jak osika. Ale trzeba było widzieć determinację w jego oczach. Rany, byłem dumny. Śmieszne, ale czułem się trochę jak ojciec. A potem wkroczyłem do pracowni informatycznej i zająłem się śliczną panną Avalon. Richard zniżył głos. Konspiracyjnie pochylił się do przodu. – Chodzi o to, żeby się zawahać – wyznał. – Niech dzieciak oszacuje sytuację. Zrozumie, że ma szansę zainterweniować. A wtedy, gdy wciąż jest oszołomiony i próbuje radzić się sumienia, bum! Pociągnąć za spust. Droga pani nauczycielka wali się na podłogę. I chłopak jest już twój. Nie obronił dobra, więc musi stanąć po stronie zła. Poradziłem mu, żeby sobie poszalał. Płakał przy tym jak niemowlę, ale mnie nie rozczarował. Nieźle strzelał, zważywszy na to, że bał się wychylić z pracowni. Może Shep nie jest takim najgorszym nauczycielem... przynajmniej jeśli chodzi o broń. http://www.akcesoria-bhp.com.pl wyniki testu na obecność prochu i dwie sztuki broni jako dowód. Na tej podstawie można zbudować cholernie solidne oskarżenie. Sanders uśmiechnął się nieznacznie. Po raz pierwszy Rainie zrozumiała, że będą prawdziwe kłopoty. – Tak. Ślady prochu, wykryte na rękach i ubraniu Danny’ego O’Grady. Nagle przeobraził się w adwokata o zaciętej minie. – Czy to prawda, Conner, że oddała pani strzał ze swojej broni na miejscu przestępstwa? – Tak, już wyjaśniłam... – Czy to prawda, że przy każdym strzale emitowane są drobiny prochu? Oczywiście, ale przecież nie stałam nad Dannym... – Ale miałaby je pani na rękach, prawda? A potem, czy nie zrewidowała pani podejrzanego, Danny’ego O’Grady? Nie dotykała pani jego ubrań, ramion i rąk w poszukiwaniu broni i przy zakładaniu kajdanek? A jeśli ślady prochu, wykryte na ubraniu i

W tym momencie Korowin spostrzegł wysuwającą się zza framugi drzwi kobietę w dezabilu i nie dokończył. Najpierw zamrugał oczami, potem się nachmurzył. – Aha – powiedział surowo. – To aż tak. Tego należało się spodziewać. No, oczywiście, przecież Stawrogin to bardzo szybki jegomość. Dzień dobry, łaskawa pani. Obawiam się, że będę musiał pani coś niecoś objaśnić... Te słowa doktor wypowiadał, już wchodząc na ganek, ale znów nie dokończył, bo poznał Sprawdź Tamtych wywieźć. Nowych nie wpuszczać. Tylko mnie. Najpierw materiał ekranujący. Szukam. Na razie nic. Miedź nie, stal nie, blacha nie. Może ołów. Albo srebro. Ty mądry. Ja pokażę. Pociągnął władykę do stołu, przekartkował zeszycik, zaczął wodzić palcem po obliczeniach i wzorach. Mitrofaniusz patrzył z zainteresowaniem, czasem nawet kiwał głową – może z uprzejmości, a może i rzeczywiście coś rozumiał. Berdyczowski też zajrzał ponad chudziutkim ramieniem pana Sergiusza. Westchnął. W kieszonce jego kamizelki coś czterokrotnie zabrzęczało. – O Boże, władyko! – zawołał podprokurator. – Czwarta w nocy! A Poliny Andriejewny, Pelagii, ciągle nie ma! Czy nie stało się... Przerwał, nie kończąc pytania – tak zmieniła się nagle twarz Mitrofaniusza, wykrzywiona grymasem lęku i winy. Odsunąwszy interesujący zeszycik, władyka całkiem niestatecznie podkasał sutannę i z