- Twój tata nie zapomniał o tobie, mała. Co wieczór całuje cię w policzek na

intymna. Odwróciła wzrok. - Wejdę do środka. Chciałabym jeszcze zajrzeć do dzieci. Szli obok siebie w stronę domu, nie odzywając się ani słowem. Willow wciąż była aż nadto świadoma jego bliskości. Stali tak blisko, że ich ciała niemal się stykały. Jej serce biło mocniej niż zazwyczaj. Tak bardzo go pragnęła! Otworzył przed nią drzwi i odsunął się na bok, by ją przepuścić. Gdy go mijała, poczuła, jak przepływa między nimi energia. Istniała między nimi chemia, nie zamierzała temu zaprzeczać. Nigdy jeszcze nie czuła się taka słaba, tak całkowicie bezwolna, opętana tylko jednym pragnieniem - by ten mężczyzna wziął ją w ramiona. Zatrzymali się u podnóża schodów. Chciała powiedzieć dobranoc, ale nim zdążyła otworzyć usta, zabrał z jej rąk pustą szklankę, cały czas patrząc na nią przenikliwie Swymi błękitnymi oczyma. Zdawało się jej, że widzi w jego spojrzeniu błękit i głębię oceanu, i choć jeszcze przed chwilą wyznała, że nigdy nie pływała w oceanie, miała wrażenie, że w tym momencie tonie R S http://www.apcs.pl/media/ Connor skrzyŜował na piersi ramiona i uniósł wzrok ku niebu. - Malcolm? Ten prostak? - Popatrzył na Toma. - Przepraszam, zapomniałem, Ŝe to twój daleki krewny. Tom potrząsnął głową. - Z czego wnoszę - rzekł - Ŝe Devlinowie woleliby o tym zapomnieć. Connor uśmiechnął się, spoglądając z ironią na Marka. - Na twoim miejscu - zaczął - nie mówiłbym Gavinowi o tym, Ŝe Malcolm uderza do Valerie Raines. Narazi się waszemu szeryfowi. - MoŜe i masz rację. - Mark spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta, Alli nie poszła chyba jeszcze spać, pomyślał i popatrzył w stronę Connora i Toma. - Partyjka pokera? - zapytał. Przyjęli zaproszenie, a Mark uśmiechnął się. Świetnie, pomyślał. Partyjka pokera go uratuje...

I widok Alli pod prysznicem. Alli wyłączyła prysznic i zaczęła się wycierać. Była zemocjonowana oceną profesora Jonesa i tym, Ŝe Mark zapraszał ją na kolację. W Ŝadnym wypadku nie moŜe do tego dojść, bo ludzie zaczną gadać, Ŝe ona podrywa swego szefa. Kochała się w nim potajemnie od dwóch lat i nie zamierzała nic zmieniać w ich relacjach. W drodze do Windcroftów powiedział jej, Ŝe nic między nimi nie moŜe się Sprawdź - Lady Arabella ma ci z pewnością wiele do powiedzenia, najlepiej zaprowadź ją do swojego pokoju. - Dziękuję - odparła Clemency. - Arabello, chodźmy zatem na górę. Mam swój własny salonik i możemy tam wygodnie pogawędzić. - Cóż! - rzekła Eleanor, gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły. - Chyba zgodzisz się ze mną. Mary, że Clemmie ma nam co nieco do wyjaśnienia! Na górze obie panny usiadły zgodnie przy oknie. Arabella zdjęła kapelusz i płaszcz i powiesiła je na oparciu krzesła. - Arabello, co robisz w Londynie? - spytała Clemency, gdy umilkły okrzyki radości i powitania. - Przyjechałyśmy z ciocią Heleną z tajną misją! - oznaj¬miła Arabella. - Misją? - powtórzyła Clemency ze zdziwieniem. Przez głowę przeleciało jej mgliste wspomnienie kościelnych praktyk Adeli. Ale to nie w stylu Arabelli, a tym bardziej lady Heleny. - Tak - odparła Arabella. I zamierzała wykonać to zadanie, nawet jeśli miałaby użyć siły. - Jesteśmy zdeter-minowane. Chodzi o Zandra. Miota się po domu jak nieprzytomny i nic nie je. Nawet jego służący twierdzi, że bardzo schudł i naprawdę wygląda okropnie. - Och! - Clemency aż zbladła. - Obie z ciocią uważamy, że najwyższy czas, by Zander się ustatkował. Jak wiesz, jest ostatni z rodu. I naszym zdaniem jest w tobie zakochany. Fabianowie też tak myśleli - dodała na wypadek, gdyby pierwszy argument nie wystar¬czył. Oparła się o parapet i patrzyła z zadowoleniem na piorunujący efekt działania swoich słów. Clemency zaczerwieniła się po korzonki włosów. Przyło¬żyła dłonie do rozpalonych policzków. - Och! - powiedziała słabo. - Nie może być... To znaczy, on nie... - Pozostaje tylko jedno pytanie - ciągnęła Arabella. - Czy i ty go kochasz? - Twarz Clemency była już purpurowa. - Powiedz, że tak - błagała dziewczyna. - Tak bardzo chciałabym cię mieć za siostrę.