tylnymi nogami. Brig poleciał w powietrze i upadł z hukiem na spękaną ziemię przy kupie gnoju. - Sukinsyn! Nic mu się nie stało. - Nic ci nie jest? Nie chciałam... - Wynoś się stąd! - ryknął na Cassidy, a jej chciało się śmiać. - Chyba jeszcze z nim nie skończyłeś? Brig się podniósł, otrzepał spodnie z piachu i spojrzał na źrebaka. - Daj nam spokój, Cass. - To ty daj sobie spokój, McKenzie. - Nigdy. - W jego niebieskich oczach pojawił się ogień, taki jak w oczach Remmingtona. Koń zarżał zwycięsko i pogalopował wzdłuż płotu prosto na Cassidy. - Cassidy! Odsuń się! - Brig zerwał się na ratunek. - O, cholera... Dziewczyna wskoczyła na płot, ale koń tak mocno uderzył ciałem w sztachety, że puściła się i spadła. Potworny ból przeszył jej ramię. - Rany boskie! Chciała się podnieść, ale Brig znalazł się przy niej w mgnieniu oka i zanim zdążyła się odezwać, wziął ją na ręce. Otworzył furtkę kolanem. Na jego brudnej twarzy malowała się złość. Włosy miał mokre od potu, ramiona brudne i zapiaszczone. Krew na szyi pulsowała mu z wściekłości. Zamknął bramę kopniakiem i położył Cassidy na ziemi. - Nie waż się... - Nie będziesz mnie pouczał! - przerwała mu. Skrzywiła się, gdy dotknął jej ramienia. - Ten koń jest mój, ty z nim tylko pracujesz! - Mógł cię zabić, nadepnąć, kopnąć albo wszystko naraz. - Na pewno nie, bo... - Pieprzenie! - Wydął wargi, a potem wciągnął głośno powietrze. - Mogło być gorzej. Przez ciebie to mogłoby spotkać mnie. - Wycelował w nią palcem. - Trzymaj się ode mnie z daleka, kiedy pracuję z tym i cholernym źrebakiem! - Nigdy więcej nie mów mi, co mam robić. Zamknęła oczy. Oddychała z trudem. Brig dotknął łańcuszka z medalikiem świętego Krzysztofa, który nosiła pod bluzką. Wyciągnął go delikatnie i płaski kawałek metalu znalazł się w jego dłoni. Ściskając go mocno, przyciągnął twarz Cassidy tak blisko swojej, że czuła jego wściekły, śmierdzący dymem oddech i widziała pory w jego skórze. Po raz pierwszy zauważyła, że niebieskie oczy Briga mają szare plamki. - Mam robotę, księżniczko - warknął. - Możesz odgrywać władczynię, ale nie wchodź mi w drogę, bo może ci się coś stać. Serce waliło jej tak mocno, że miała wrażenie, że słychać je w całym stanie. - Zaryzykuję. - To nie będzie mądre. - Ledwie poruszył wargami. Nieznacznie uniosła brodę. - Jestem na tyle dorosła, że mogę sama o sobie decydować. - Igrasz z ogniem, Cass. - To znaczy? - Trzymaj się ode mnie z daleka. - Dlaczego? - Muszę się skupić. A nie mogę, gdy muszę się martwić o upartą dziewuchę, która wchodzi mi w paradę. - Ale ja nie... - Idź stąd. - Szybko wypuścił łańcuszek z ręki. Cassidy o mało się nie przewróciła. Brig podszedł do konia. Był spięty. Wyglądał tak, jakby chciał udusić źrebaka. - Dobra, bydlaku - warknął. - Próbujemy dalej. Przez kilka następnych dni Cassidy starała się trzymać z daleka od Briga, ale cały czas widziała, jak jeździ na traktorze, naprawia płot, zagania stado i pracuje z Remmingtonem. Ukradkiem obserwowała, jak rozmawia, śmieje się i pali papierosy z innymi pracownikami. Zauważyła, że kiedy koło niego pojawiała się Angie, nie starał się jej spławić. Coraz częściej widywała ich razem. Ona uśmiechała się do niego, a on był dla niej bardzo wyrozumiały. Cassidy nie miała pojęcia, o czym rozmawiają. Ale z Angie nie trzeba było rozmawiać. Mężczyznom wystarczyło, że mogli być blisko niej.

niej. Czuła w dłoni twardy jak stal członek Diaza, ale dłoń nie była dla niego najwłaściwszym miejscem. Starała się nie myśleć, po prostu sięgnęła do góry i chwyciła się rurki doprowadzającej wodę do prysznica. Podciągnęła się tak, by móc objąć biodra Diaza nogami. Nie była wystarczająco wysoka, więc złapała jedną ręką ramię mężczyzny i wsparła się na nim, próbując tak manewrować ciałem, by trafić prosto na jego sterczący członek. Z głośnym pomrukiem Diaz chwycił jej biodra i przyciągnął do siebie, jednocześnie opuszczając głowę, by possać lewy sutek kobiety Jego członek był już między jej nogami. Milla poprawiła pozycję, wzdychając cicho, po czym opuściła się w dół, obejmując an43 438 pieszczotliwie męskość Diaza ciepłym i wilgotnym wnętrzem własnego ciała. Puścił jej sutek, gdy Milla osuwała się coraz niżej, z jego gardła wydobył się niski pomruk ukontentowania. Tak jak wcześniej on, teraz ona poruszała się powoli, unosząc się i opuszczając, pieszcząc go całym ciałem, zmuszając ciało mężczyzny do mimowolnej reakcji. Diaz zacisnął zęby, walcząc z http://www.apispower.pl 287 w czymś oparcie (bo wszystko wokół zdawało się kołysać), Milla powiedziała: - Czemu faceci zawsze „dają sobie odciąć lewe jajo", a nigdy prawe? Coś jest nie tak z tym lewym? A może prawe jest ważniejsze? - Źle nas oceniasz - Diaz przymknął oczy, a na ustach znów zagościł mu lekki uśmiech. - Mężczyzna traktuje oba swoje jaja z równą atencją. - W takim razie czuję się zaszczycona twoją poprzednią uwagą. - Ale nie zainteresowana. W tym właśnie miejscu mogła jeszcze spokojnie powiedzieć „nie" i bezboleśnie zakończyć sprawę. Zamiast tego, nie mogąc zmusić się do kłamstwa, Milla zamknęła oczy i pozwoliła zapaść

zewnątrz. A nawet siedzenie w samochodzie, co zresztą planowała robić, nie należało do najbezpieczniejszych zajęć. Jej stary znajomy Benito przywitał ich z szerokim uśmiechem i z czekającym fordem taurusem w całkiem niezłym stanie. Wiedział, gdzie jest „Granatowa Świnia", i udzielił im dokładnych wskazówek, ostrzegając też, że ta knajpa ma złą sławę. Większość meksykańskich Sprawdź ciągle rzyga jak kot. - Jak dzisiejsze sprawy? an43 365 - Joann ciągle szuka. Nie wygląda to obiecująco dla dzieciaka, mija już czwarty dzień. Brian powinien wrócić koło szóstej. - Jak mu poszło? - Źle. Milla westchnęła, nie miała ochoty pytać o szczegóły. - Jadę dziś po południu do Roswell, zanocuję tam. Mam nowy namiar w sprawie Justina. Chodzi o kobietę, która najprawdopodobniej fałszowała akty urodzenia porwanych dzieci do