- Bo nie chca.

Zastępca szeryfa przystanął. - Co? - Wypuść mnie. Rozkuj mi kajdanki, a ja dam ci to, czego chcesz. - Nevada był zdesperowany, nie przejmował się konsekwencjami. Shep zawahał się i spojrzał na Viancę, która przytulała bratanka, niespokojna i udręczona. Mężczyźni krzyczeli. Kobiety piszczały. - Zrób to, Marson. - Dobrze. Wypuszczę cię. Ale kajdanki zostają. A jeśli mi zwiejesz, Smith, to przysięgam, że najpierw będę strzelał, a dopiero potem zadawał pytania. Stoi? - Stoi. - Nevada się nie targował. Nie zależało mu na tym. Chciał tylko odnaleźć Shelby. 194 Shep otworzył drzwi i Nevada wysiadł z wozu. Gnał przez tłum, potykając się i ślizgając na gumowych wężach, nie dbał o to, że ludzie usuwają mu się z drogi i gapią na niego. Krew mocno pulsowała mu w żyłach, mózg zdawał się krzyczeć wniebogłosy. Pokonał ogrodzenie na tyłach domu, ignorując krzyki powstrzymujących go ludzi. Zobaczył, że coś porusza się przed nim w cieniu. Pognał tam szybko, strach dodawał mu sił. W zagajniku żywodębów wypatrzył sylwetkę Rossa McCalluma. Ross miotał się z jakąś kobietą, którą niósł na plecach. Shelby. Och, kochanie, obyś żyła. Nie możesz umrzeć, myślał zdesperowany. Kocham cię, Shelby, i nie mogę, nie chcę cię stracić. http://www.audi-a5.com.pl/media/ spazmatycznie na jego głowie czuła, ¿e nic ju¿ jej nie powstrzyma. Nick całował ja, piescił i głaskał, rozpalajac ja do białosci. - Nick, och Nick, prosze- - wyszeptała urywanym głosem, chcac wiecej, jeszcze du¿o wiecej. Nick zsunał sie ni¿ej, przesuwajac czubkiem jezyka po gładkiej skórze jej brzucha, zatrzymujac na kilka długich jak wiecznosc sekund w cudownym zagłebieniu jej pepka. W 410 koncu uklakł, obejmujac dłonmi jej posladki, i wtulił twarz w miekkie loki u zbiegu jej nóg. - Teraz, kochanie - wymruczał, muskajac oddechem jej wra¿liwa skóre.

bi¿uterii i poczuła ten sam nieuchwytny zapach perfum. - Nie martw sie. 29 - Wyglada okropnie. - To znowu ta dziewczyna -jej córka. - Myslałam, ¿e bedzie ju¿ troche lepiej. - Jest lepiej, Cissy, ale mama potrzebuje wiecej czasu, Sprawdź pociemniało, w strone ladu ciagneły znad oceanu geste, szare chmury. - Tak twierdzi policja, ale w domu tak¿e jej nie znalazłam. - Zniechecona, przeczesała włosy palcami. - Ale znalazłam ten pierscionek, prezent od ojca. W kasetce na bi¿uterie, która kilkakrotnie przedtem przeszukiwałam. Zupełnie, jakby ktos go tam podło¿ył. - Kto wiedział, ¿e go szukasz? - Chyba wszyscy. - Alex? - Tak, a co? Myslisz, ¿e mógł go zabrac? - spytała Marla, choc sama rozwa¿ała ju¿ taka mo¿liwosc. Jej ma¿ był taki skryty, nadopiekunczy, zachowywał sie, jakby sie bał, Bóg