Spochmurniał jeszcze bardziej.

odłożyłem nieszczęsny maszynopis na parapet, aby choć trochę wywietrzał z niego duszący zapach farby, i zabrałem się za robienie porządku. Najpierw dokończyłem malowanie drzwi resztą farby, która nie zdążyła zaschnąć, a potem ostrożnie złożyłem folię z rozlaną farbą. Nie zauważyłem jednak, że kiedy wychodziłem ze śmieciami z mieszkania, zrobił się niewielki przeciąg i prawdopodobnie kilka kartek z leżącego na parapecie listu wyfrunęło za okno. Uświadomiłem to sobie dopiero następnego dnia, gdy wreszcie zabrałem się do przeczytania tajemniczego listu. Już zanim przeczytałem pierwszą stronę - zrozumiałem, że trzymam w ręku rzecz niezwykłą. A kiedy dotarłem do końca - uświadomiłem sobie, że chyba brakuje kilka stron (boję się myśleć, że mogłoby brakować ich więcej). Wybiegłem z domu, by je odnaleźć, lecz niestety, bez skutku. Nie potrafię więc Wam powiedzieć, ilu kartek brakuje. Drodzy Przyjaciele, przedstawiam Wam wszystko, co mam na tych kartkach, jakie mi pozostały... MAŁY KSIĄŻĘ I RÓŻA Kiedy Mały Książę znowu pojawił się na swojej planecie, Róża była tym mile zaskoczona, ale starała się tego nie okazywać. Choć żadne nie powiedziało tego głośno, oboje ucieszyli się na swój widok. Róża milczała, zaś Mały Książę rozglądał się po planecie, wypatrując niepożądanych ziaren baobabu. - Co to znaczy śmierć? - zapytała Róża. Mały Książę spojrzał na nią zaskoczony i przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Po pewnym czasie powiedział: - Według mnie to tak, że jakbyś umarła, to byłabyś obecna przy mnie tylko duchem a nie ciałem. I choć nie mówiłabyś do mnie, ja jednak bym cię słyszał. Na Ziemi sądzą, że gdy umrzesz, to cię w ogóle nie ma, ale tak nie jest. http://www.beton-dekoracyjny.info.pl - Teraz już to wiem, nawet za dobrze. - Na wspomnie¬nie Isobelle skrzywił się z najgłębszą niechęcią. - Z moich informacji wynika, że pani matka widziała się z Lara w Pa-ryżu, kiedy Henry miał sześć miesięcy. Córka poprosiła ją, by wracając do Australii, zabrała wnuka ze sobą. Isobelle zatrudniła nianię, przyleciała do Sydney, wynajęła aparta¬ment w luksusowym hotelu, zostawiła tam wnuka z opie¬kunką i więcej się nie pojawiła. Lara miała za wszystko płacić, ale pieniądze przychodziły nieregularnie, aż w końcu w ogóle przestały przychodzić i niania zrezygnowała z pra¬cy. Nie miałem o niczym pojęcia. Podczas pogrzebu Isobelle zapewniała mnie, że Henry ma się dobrze. Byłem przeko¬nany, że chłopiec przebywa u swojej rodziny ze strony mat¬ki... Dopiero w zeszłym tygodniu otrzymaliśmy oficjalną wiadomość od władz australijskich, że chłopiec został po¬rzucony i trafi do domu dziecka. Zatrudniłem opiekunkę przez agencję, opłaciłem hotel dla niej i dziecka i przyje¬chałem do Australii najszybciej, jak tylko mogłem. Tammy parsknęła z furią i ponownie odwróciła się do niego plecami, wyraźnie wściekła na wszystkich i wszystko. Wcale jej się nie dziwił, sam odczuwał coś podobnego. Gdy tylko dowiedział się, co naprawdę dzieje się z Henrym, na¬tychmiast zaczął szukać Isobelle, by zażądać wyjaśnień. Nie było wcale łatwo ją wytropić, ale nie zamierzał puścić tego płazem i w końcu zdobył jej aktualny numer. Właśnie bawiła w Teksasie, zbyt zajęta nowym kochankiem, by pamiętać o śmierci córki i przejmować się wnukiem. - To nie moja sprawa - zbyła go. - Ja swoje zrobiłam. Zawiozłam dziecko do Sydney i zostawiłam pod dobrą opie¬ką. Nie moja wina, że Lara nie opłacała opiekunki i że ta w końcu miała dosyć. Wielka szkoda, że Jean-Paul nie żył. Gdyby żył, Mark udusiłby go gołymi rękami. Jak można być tak nieodpo¬wiedzialnym draniem?! - Odtąd Henry będzie miał najlepszą opiekę - powie¬dział przez zaciśnięte zęby, patrząc na odwróconą Tammy. - Obiecuję to pani, panno Dexter. - Oczywiście, że będzie miał najlepszą opiekę - mruknęła ze złością. Nie mówiła do niego, tylko do siebie. Zatrzymali się pod najbardziej luksusowym hotelem w Sydney. Umundurowany portier otworzył drzwiczki li¬muzyny, zgiął się w ukłonie przed księciem i łypnął podej¬rzliwie na Tammy. Ona z kolei patrzyła na gruby czerwony chodnik prowadzący do wielkich szklanych drzwi, na bijące po obu stronach wejścia niewielkie fontanny, na widoczne w głębi holu kryształowe żyrandole i stojący na podeście fortepian. Ze środka dobiegały dźwięki preludium Chopina. I to miało być odpowiednie miejsce dla kilkumiesięcznego dziecka? Jego Wysokość ewidentnie nie miał problemów finansowych, ale chyba brakowało mu wyobraźni... Charles, który również wysiadł, przypatrywał się Tammy z takim niepokojem, jakby mogła Marka czymś zarazić. - Naprawdę Wasza Książęca Mość nie chce wrócić na noc do ambasady? - spytał niemal błagalnie. - Nie, zostanę w hotelu. Proszę przyjechać po mnie i chłopca jutro o jedenastej rano. Lecimy o drugiej po po¬łudniu. - Jak Wasza Książęca Mość sobie życzy. - Charles skło¬nił się, wsiadł do limuzyny i odjechał.

planety... Twarz Małego Księcia rozjaśniło ożywienie w oczach i uśmiech: - I pewnie wciąż się martwi, czy baranek nie zjadł ciebie... "Nie chcę już pić. Potrzebuję przyjaciela. Przyjedź." - choć pod tymi słowami był bardzo nieczytelny podpis, Mały Książę nie miał wątpliwości, że list, doręczony mu przez wędrowne ptaki, był napisany przez Pijaka. Ponieważ Mały Książę dotąd nie otrzymywał ani nie wysyłał listów, ten otrzymany od Pijaka wywołał duże wrażenie na Sprawdź W jego głosie brzmiała autentyczna pasja, a Tammy lu¬biła ludzi z pasją. Mark wierzył w to, co mówił. Był zdeterminowany, pra¬wy, uczciwy. Zależało mu na dobru innych. I miał charakter. Odnosiła wrażenie, że spotkała bratnią duszę... Bardzo pięknie, ale czy to wystarczający powód, by od¬dać mu Henry'ego? - Wiesz, może jak będzie starszy... - zaczęła. - Niestety, według prawa następca tronu musi zjawić się w kraju w ciągu czterdziestu dni od śmierci panującego. Termin minie w piątek. Tego się nie spodziewała. - Ale to już za cztery dni! - Tak. Z oszołomieniem potrząsnęła głową - Czemu nie przyjechałeś po niego wcześniej? - Już ci mówiłem. Podczas pogrzebu twoja matka za¬pewniła mnie, że Henry przebywa pod dobrą opieką w Sydney. Wiesz, jak ona potrafi człowiekowi coś wmówić. - Wiem... - Rozpaczała nad jego osieroceniem, wydawało się, że pragnie natychmiast do niego wrócić. Żal mi jej było, dałem jej więc czas, żeby mogła pobyć z wnukiem w Sydney