że nie mogę dłużej zaprzeczać temu, co do ciebie czuję.

- To nieprawda, Tina. Przysięgam, że bardzo mnie to obchodzi. Spojrzała na niego przez ramię. Jej oczy, błyszczące od zbierających się łez, wypełniał ból. - Gdybym cię obchodziła, wróciłbyś wtedy po mnie. - Nie mogłem. Ale jestem teraz. I wierzę, że ten łajdak rzeczywiście może cię śledzić. Uważa, że jesteś dla niego zagrożeniem, potencjalnym świadkiem w sprawie. Jeżeli boi się twoich zeznań, będzie chciał cię zabić. Dziewczyna pobladła, Santos położył dłoń na jej ramieniu. - Chyba że wcześniej go dopadniemy. Tina, proszę, pomóż sobie i pomóż mnie. Przez chwilę miał wrażenie, że ją przekonał, ale strach, który widział w jej oczach, przeobraził się nagle w furię. Wyrwała ramię z jego uścisku i krzyknęła: - Zostawcie mnie! Ja nic nie wiem! - Tina... - Jeszcze raz wziął ją pod ramię. Machnęła torebką i uderzyła go w bok. Torebka otworzyła się i cała zawartość rozsypała się po chodniku. Santos kucnął i zaczął pomagać jej zbierać porozrzucane przedmioty - paczka papierosów, zapałki, kłąb zmiętych banknotów, garść prezerwatyw. - Idź stąd - powiedziała Tina, zagarniając plastikowe opakowania. - Nie odejdę. Dopóki nie porozmawiasz ze mną, będę się ciebie czepiał co wieczór. Ustąpisz i obojgu nam będzie lżej. Pochyliła się mocniej, sięgając po ostatnią prezerwatywę, i wtedy zza jej koszulki wysunął się łańcuszek z krzyżykiem. Mały, gładki, tani. Wyglądał jak inne, które zapełniały szufladę jego służbowego biurka. Przytrzymał jej dłoń. - Co to? Skąd to masz? Wyrwała rękę i wrzuciła do torebki ostatnie opakowanie. - Nie wiesz, detektywie? To gumki. Stuprocentowy lateks, wierny przyjaciel prostytutek. Rany, ty o tym nie wiesz? - zrobiła kpiącą minę. - Taki duży chłopiec, były glina z obyczajówki? Kupujemy te gumki w aptece na rogu, proszę pana. - Wskazała palcem kierunek. - Może cię zaprowadzić? - Nie o to chodzi. - Wyciągnął rękę i zahaczył łańcuszek palcem. - Hola! Łapy przy sobie! Szarpnęła się, ale Santos nie puścił http://www.betondekoracyjny.net.pl/media/ - Kiedy Jake będzie miał czas pójść ze mną do dealera. Uniósł brwi ze zdziwieniem. - Jake? - zapytał. - Tak, Jake. Zdaniem Christine powinien iść ze mną męŜczyzna, bo sprzedawcy lubią zawyŜać kobietom ceny. - Skierowała się do wyjścia. - Mogłaś mnie o to poprosić - powiedział Mark z wyrzutem. Alli rozejrzała się dokoła. Napotkała jego spojrzenie i zdziwiła się, Ŝe ma o to do niej Ŝal. - Nie, nie mogłam cię o to poprosić. Mark spojrzał na nią pytająco. - Dlaczego? - Nie byłoby to etyczne. Jake jest moim przyjacielem, ty- szefem. Dobranoc.

nie jest żadna wymówka, doktorze Galbraith... - Miałaś mówić mi po imieniu - przerwał jej w pół zdania. - Doktorze Galbraith, ciężko mi jest zrozumieć... - Proszę, mów do mnie po imieniu. - Uniósł pytająco brew. - To proste imię. Tylko jedna sylaba. - Ruchem głowy wskazał na rozłożoną na stole krzyżówkę. - Jego wypowiedzenie stanowczo Sprawdź - Hmm... - zamyśliła się. - Ja sama uważam, że zasłużyłam na dziewięć. Zbyt ostrożnie wyminęłam tego rowerzystę przy Miller's End, ale naprawdę wolę uważać na rowery. Scott poczuł się całkowicie zagubiony. O co jej chodziło? Po chwili zrozumiał i zrobiło mu się wstyd. Willow mówiła o prowadzeniu samochodu, gdy tymczasem on nie mógł oderwać wzroku od jej zgrabnej sylwetki. - Myślę, że zobaczyłem wystarczająco dużo - zgodził się. - Możemy wracać, ale ja prowadzę. Zamiast wysiąść i obejść samochód, Willow przesiadła się z gracją na miejsce pasażera. Nim zdążył zamknąć za sobą drzwi, zobaczył spory kawałek jej wyciągniętych, smukłych nóg. Krew zaczęła krążyć w nim ze zdwojoną prędkością. Ta