Czyżby była tylko wytworem jego wyobraźni? Ucieczka nie ujdzie Becky na sucho! Zacisnął

- Wygrałeś sześćdziesiąt funtów! Uśmiechnął się dyskretnie. Becky zrozumiała, że Alec cieszy się ogromnie, lecz nie okazuje tego, jak przystało prawdziwemu graczowi. - Podoba mi się to - wyszeptała, sadowiąc mu się wygodniej na kolanach. - Każdy lubi wygrywać. Mówią, że wygrana działa jak afrodyzjak - wymruczał jej prosto w ucho. - Jak co? - spytała naiwnie. Parsknął przyciszonym śmiechem. - Wyjaśnię ci później. Rozdający zgarnął wszystkie karty i wsunął je pod spód talii. - Czy nie powinien ich potasować? - spytała, lecz Alec tylko trącił ją nosem w szyję. - Nie, dopóki ktoś nie uzyska dwudziestu jeden punktów. Podobają mi się twoje - włosy - wymruczał, a jego ciepły oddech owionął jej ucho. - Są takie ładne. - Becky za pomocą dwóch grzebieni upięła fryzurę z tyłu głowy, a na kark zwisało jej kilka niesfornych pukli. Alec powiódł po nich ustami, gdy kilku graczy wstało od stołu, a inni zajmowali ich miejsca. Becky zerknęła na nich nerwowo. - Wyglądasz tak niewinnie w różowym - ciągnął Alec - że aż mnie bierze chęć, żeby cię sprowadzić z drogi cnoty, lubię twój kark. - Przestań! - syknęła. - Musisz się skoncentrować. - Jesteś moją muzą, cherie. Dajesz mi natchnienie. - Ile są warte te zielone sztony? - Dwadzieścia pięć funtów. - Przy tych słowach dotknął lekko palcami jednego z nich. A więc stawka była dużo wyższa niż za pierwszym razem. Becky stwierdziła, że musi zaufać Alecowi. Starszy pan znów rozdał po dwie karty wszystkim siedmiu graczom, http://www.bezantybiotykow.com.pl/media/ - Niezła myśl. - Edward zerknął w stronę drzwi prowadzących na taras. - Założę się, że zdążyły narobić niezłych szkód. - Zaczekaj, aż będziesz miał własne. - Alice również wstała i wzięła na ręce Marissę. - Już sobie wyobrażam, jak będziesz je rozpieszczał. A teraz przepraszam, ale na nas czas. Idziemy się nakarmić. - Pójdę z tobą - zaofiarowała się Rosalie. - Może przy okazji porozmawiamy o bożonarodzeniowym balu. Chciałabym ci pomóc w przygotowaniach. - Świetnie. Chodźmy więc. Nie, Isabello, ty sobie siedź i odpoczywaj - powstrzymała ją Alice, widząc, że wstaje z fotela. - My zaraz wrócimy. - Na pewno nie. Pamiętajcie, że za godzinę podają kolację - przypomniał im Edward. - Spokojnie, Ed. Znamy twoje priorytety. - Roześmiana Alice pocałowała go w policzek, po czym obie z Rosalie wyszły z salonu. - Też się trochę przejdę. Pomogę Emmettowi przy dzieciakach. - Jasper z wyraźną przyjemnością rozprostował nogi, nie zdążył jeszcze wyjść, gdy do salonu wszedł służący z wiadomością, że dzwonią w pilnej sprawie z Paryża. - A tak, czekałem na ten telefon. - Książę Carlise’a energicznie wstał z fotela. - Odbiorę w gabinecie. Wybaczy pani, lady Isabell. - Ukłonił się przed nią. - Jestem pewien, że Edward dotrzyma pani towarzystwa. Synu, może lady Isabella chciałaby zobaczyć bibliotekę? - Cóż, jeśli masz ochotę patrzeć na ściany książek, to zapraszam - powiedział Edward po wyjściu ojca. - Lubię książki - odparła, wstając. - Idziemy? - Jak sobie życzysz - westchnął. Znał lepsze sposoby, by miło spędzić czas do kolacji, ale posłusznie podał jej ramię i poprowadził w stronę biblioteki. - To chyba niemożliwe, żeby tutejsze muzeum miało bogatszy zbiór malarstwa niż ten, który można podziwiać w pałacu - zauważyła, gdy mijali kolejny piękny obraz.

dwie przecznice z tyłu. Co ma ze sobą począć? W jaki sposób ten przeklęty Rosjanin zdołał dotrzeć do Westlanda wcześniej? Ale znała odpowiedź. Michaił przybył tam prosto z Yorkshire, podczas gdy ona musiała kluczyć, uciekając przed jego ludźmi. To samo powinna zrobić teraz. Obejrzała się. Czwórka Kozaków rozdzieliła się na dwie pary, żeby zajść ją z boku. Rozglądała się gorączkowo, lecz wszędzie widziała tylko rzędy wysokich, schludnych domów i nieco wątłych, młodych drzewek. Sprawdź Mężczyzna chwycił się za szyję, lecz jego krzyk urwał się nagle. Potem runął na ziemię. Zacisnęła powieki i wsparła czoło o słupek, do którego ją przywiązano, drżąc na całym ciele. Wokół zaległa głucha cisza. Czuła zawrót głowy, jakby miała zaraz zemdleć. Wiedziała, że Aleca dosięgła kula, lecz nie miała pojęcia, jak ciężko jest ranny. Nie mogła się zmusić do spojrzenia na niego. Bała się tego, co może zobaczyć. Własna bezradność doprowadzała ją do rozpaczy. Związana jak cielę prowadzone na rzeź, nie mogła się ruszyć. Jeśli Alec padł nieprzytomny, nie zdoła mu w niczym pomóc. O Boże, oby tylko przeżył... Nagle poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Krzyknęła przeraźliwie. - Cicho! To tylko ja. - Nie jesteś ranny? Przecież on cię trafił... - Ledwie mnie drasnął. - Spojrzał na swój rękaw. Ziała w nim dziura, z której sączyła się krew.