wypisać rachuneczek?

nieoczekiwanym zdaniem albo nieprawdopodobnym rozstrzygnięciem, uprzednio zrobiwszy minę znamionującą bardzo mądre i surowe skupienie. Teraz też, kiedy wymieniono argumenty, nie dochodząc do żadnego wniosku, i nastąpiło męczące milczenie, władyka nachmurzył białe, przecięte trzema pionowymi zmarszczkami czoło, zamknął oczy i zaczął przebierać paciorki różańca z drewna sandałowego swymi wspaniale białymi i wypielęgnowanymi palcami (o ręce dbał Mitrofaniusz szczególnie troskliwie i prawie nigdy nie wychodził na dwór bez jedwabnych rękawiczek, objaśniając to tym, że osoba duchowna, dotykająca komunikantów, powinna traktować ręce z największym szacunkiem). Posiedziawszy tak przez jakąś minutę, przewielebny znów otworzył błękitne oczy, w których błysnęła iskierka, i tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedział: – Alosza pojedzie, Lentoczkin. Matwieja Bencjonowicza i Pelagię stać było tylko na głośne: – Ach! * * * Nawet gdyby się ktoś specjalnie starał, nie zdołałby chyba wynaleźć bardziej paradoksalnego kandydata do tajnej inspekcji w niezwykle delikatnej, wewnątrzkościelnej sprawie. Aleksy Stiepanowicz Lentoczkin, którego dla młodości lat i rumianej pyzatości policzków poza oczy (a często i otwarcie – on się nie obrażał) nazywano nie inaczej, tylko http://www.blacha-trapezowa.info.pl/media/ potulnego sąsiada. Nocą maniak przedostał się do kaplicy Pożegnalnej, gdzie ojciec Hilariusz w samotności szykował się do pustelniczego życia, modlił się i zaszywał kaptur. Dokonało się zabójstwo. A rankiem, w czarnym całunie śmiertelnym, do łódki poszedł już nie starzec, lecz przestępca. Nie wiem i nawet nie usiłuję zgadywać, jakie potworne fantazje opanowały ten zmącony umysł. Czy nie ma zamiaru unicestwić również i dwóch pozostałych pustelników? Doszedłszy do tej myśli, znów omal nie popędziłam do Ojca. Przecież chodziło o ludzkie życie, wybaczyłbyś mi, Ojcze! Trzeba natychmiast udać się do pustelni i zdemaskować samozwańca! Już za klamkę chwytałam, gdy naszły mnie wątpliwości. A jeśli się mylę? A jeśli Lampego na Rubieżnej Wyspie nie ma, a ja skłonię cię, Ojcze, do naruszenia samotności świętej pustelni! Następstwa takiego świętokradztwa będą straszne. Toż przez osiem stuleci nie stanęła tam stopa postronnego człowieka! Takiego świętokradztwa

KRYMINAŁ PROWINCJONALNY II Przełożył: Wiktor Dłuski Wydanie polskie: 2004 Prolog Pojawia się Wasilisk Sprawdź znaleźli przed drzwiami. Pozostałe naczynia zawierały makaron z serem, zapiekankę ziemniaczaną z szynką i nadziewany placek. Ale sałatka sprawiła Sandy największą przyjemność. Galaretka truskawkowa, plastry jabłek i bananów, orzechy i bita śmietana to ulubiony deser wszystkich dzieci. Jak dobrze, że ktoś pomyślał o Becky. Bóg jeden wie, ile dziewczynka się ostatnio wycierpiała. Sandy ustawiła na stole kolorową sałatkę, żeby Becky mogła ją obejrzeć. Mała uwielbiała galaretkę i bitą śmietanę. Chwila wahania i wreszcie Becky kiwnęła głową. Zwycięstwo! Nucąc cicho pod nosem, Sandy napełniła talerz i podsunęła go Becky razem z sokiem pomarańczowym. Po chwili zastanowienia nalała też szklankę dla siebie i przysiadła się do córki. Z salonu dochodziło chrapanie Shepa. Prawie całą noc spędził poza domem. Wrócił dopiero nad ranem, zataczając się i cuchnąc piwem. Bez pytania wiedziała, gdzie był. U