być. On cię zobaczy, a przecież już nakłoniłam go do zjedzenia czekoladki! Jeszcze godzina i będziemy razem. Pocałunkami wyleczysz wszystkie mojej siniaki. Dzięki tobie znów poczuję się piękna. Proszę...! i Ale jej ukochany wcale się nie poruszył. Patrzył na nią dziwnie. Jakby nie widział jej nigdy wcześniej. Jakby nigdy nie trzymał jej w ramionach i jakby nie szeptał jej do uszu słów zachęty. Uśmiechał się lodowato. Co się stało z jego gęstymi ciemnymi włosami? Znów spróbowała coś powiedzieć, ale nie mogła złapać tchu. Pomocy! - próbowała krzyknąć. - Ratunku! -Wyciągnęła do niego rękę. Ukochany odwrócił się. Powoli skierowała wzrok w tę samą stronę co on, gdzie Phil de Beers dysząc zawisł na kierownicy. Przerażony patrzył na jej ukochanego, jednocześnie gmerąjąc ręką pod fotelem. - Mig... - wymamrotał prywatny detektyw. - Głupi sukinsyn... Migdały... Muszę... 212 Kiedy wyciągnął rękę, Mary zauważyła pistolet. On miał broń! Nie! - Mary spróbowała krzyknąć do ukochanego, ale nie mogła wydobyć głosu. - Rusz się! Uciekaj! Ale ostrzeżenie to nie wydostało się z jej ust. Gardło ją paliło, samochód wirował. Boże! Nigdy nie czuła takiego bólu! Pomóż mi... Pomóż mi! http://www.blatygranitowe.org.pl tętno. Z trudem przełknęła ślinę i ruszyła dalej, starając się niczego nie dotykać. Druga dziewczynka nie miała więcej niż osiem lat. I ona również została wielokrotnie postrzelona w klatkę piersiową. Wyglądało, jakby wyciągała rękę do martwej koleżanki, palcami niemal dotykała jej dłoni. Czy małe biegły razem korytarzem? Najlepsze przyjaciółki wspólnie chichoczące podczas przerw? Rainie miała ochotę odgarnąć dziewczynce włosy z twarzy. Szepnąć jej do ucha, że wszystko będzie w porządku. Mącił jej się wzrok, czuła w oczach gorące łzy. Nie mogła sobie na to pozwolić. Jesteś profesjonalistką. Ruszaj dalej. Odnotowała położenie ciał dzieci i zbliżyła się do trzecich zwłok. Trzy ofiary śmiertelne płci żeńskiej – zbieg okoliczności? Kobieta, prawdopodobnie nauczycielka, leżała tuż przed wejściem do pracowni komputerowej. Długie ciemne włosy, egzotyczne rysy, nieskazitelna cera. Była młoda. Wydawało się, że tylko śpi, ale Rainie zauważyła na jej czole niewielki krwawy ślad.
opowiada jakąś bajkę, dzięki czemu nakłania ją do tego, żeby poczęstowała nimi de Beersa. Całkiem nieźle. Eliminuje dwie osoby, nie tracąc czasu i środków. Masz rację, Quincy, ten facet ma fioła na punkcie wydajności. - Śmierć poprzez firmę kurierską - dodała Kimberly i zwiesiła ramiona. Rainie spojrzała w jej stronę. - Hej, Kimberly! Jeśli Montgomery jest taki dobry, to dlaczego dał się Sprawdź - Nie jestem przekonany, czy popołudniowe spotkanie dojdzie do skutku - mówił dalej. - Może to zbyt ryzykowne? Moglibyśmy wcześniej o tym podyskutować? - Świetnie go naśladujesz - mruknęła Rainie. - Gdybym nie miała pew¬ ności... - O co chodzi? - Mówił prawie jak Luke Hayes, ale Rainie była pewna, że to nie on. Ten człowiek potrafił znakomicie naśladować innych i miał wyjątkowo okrutne poczucie humoru. - Skąd masz ten numer? - zapytała. - Sprawdziłem w hotelu. - Nie mówiłam ci, gdzie się zatrzymamy, Luke. - Mówiłaś! W czasie spotkania z Mitzem. - Wcale nie! Luke nigdy by nie spytał, gdzie się zatrzymam. Niezła próba,