wszystko to, co miała najładniejsze.

zawiozę cię do domu, żebyś mogła zabrać swoje rzeczy. – Lily będzie u nas nocować? To wspaniale! – zawołali chórem chłopcy, a Freya dodała: – Proszę, wybierz pokój obok mojego. – Sama widzisz – rzekł Theo z uśmiechem. – I nawet nie śmiej myśleć o przygotowywaniu kolacji. Freya i ja poradzimy sobie sami. Lily zrezygnowała z oporu i pozwoliła, by dziewczynka zaprowadziła ją na drugie piętro do doskonale wyposażonego gościnnego pokoju z łazienką. Wieczorem Theo z niewielką pomocą dzieci przyrządził omlet z serem i frytki z piekarnika. Po kolacji Alex zapytał: – Tato, możemy pójść do Lily? – Nie – padła stanowcza odpowiedź. – Nie przeszkadzajcie jej. Musi dojść do siebie, żeby móc opiekować się wami przez najbliższe trzy dni, kiedy mnie nie będzie. – Nie martw się, tato. Poradzimy sobie bez ciebie – rzekła pogodnie Freya. Zerknął na córkę. W jej słowach nie wychwycił lekceważącego tonu, do jakiego ostatnio przywykł. Wyglądało raczej, że Freya pragnie go zapewnić, iż będą pomagać sobie nawzajem. Pomyślał http://www.centrumpsychologiipodrozy.pl/media/ i położyła ręce na stole. Momentalnie zesztywniała i pożałowała tego ruchu. Jej dłonie znajdowały się tylko parę centymetrów od dłoni Jacka. W gardle jej zaschło, ręce się spociły, oczy piekły. - Malindo? - Tak? - Chciała zyskać na czasie i opanować się. - Pytałem, dlaczego. Dlaczego potrzebujesz dodatkowej pracy? Zdaje się, że masz pełno roboty - sklep, kursy i na dodatek rubryka w gazecie. - Zgadza się. Mam mnóstwo zajęć, ale nie pieniędzy. - Ale jak przy takiej ilości roboty znajdziesz czas na zajmowanie się czyimś domem i dziećmi? - W ogłoszeniu podkreśliłam, że chodzi mi o dzieci

- Może przejdzie bokiem, jak ostatnio. Huragany potrafią być nieprzyjemne, jeśli mieszka się na wybrzeżu, a naprawdę paskudne na takiej wyspie, jak ta. Taka była cena izolacji. Zabezpieczył vana, a potem wskoczył za kierownicę, odetchnął głęboko i wreszcie spojrzał na Kelly i Laurę. Nie miał Sprawdź pojawi się ból. Ale nic się nie działo. Nic. Nagle usłyszeli brzęk tłuczonego szkła. Podłogę za ich plecami zasypały odłamki. Richard podbiegł tam i odsunął zasłony na oszklonych drzwiach. - Mark, w schowku koło kuchni jest młotek, gwoździe i pa rę desek. Policjant pobiegł po nie, po czym razem z Richardem zabezpieczyli okno. Laura zmiotła szkło. Pomagał jej Richard. Gdy wstał z klęczek, bez słowa wzięła od niego szufelkę i poszła do kuchni. Zmarszczył czoło. Coś było nie tak. Zaczął go męczyć niepokój. Lecz nie miał jak z nią porozmawiać, bo ani przez chwilę nie byli sami. Otaczało ich za dużo ludzi. A Richard musiał