zwierzęta ze szkła. Paskudne lwy, gazele i słonie. Tak przynajmniej je nazywała. Kto wie, co artysta miał na myśli? Bentz poczuł się w obowiązku dokończyć sprzątanie, zaniósł zmiotkę i szufelkę do składziku, znalazł nawet nową żarówkę. Wkręcił ją, tak że gdy Fortuna wróciła na górę, znowu oświetlała dramatycznie czarno-pomarańczowy bohomaz. – Och, nie myśl sobie, że będę lepiej usposobiona, bo się bawisz w pokojówkę – burknęła. – Nie ma za co. – Sama bym to zrobiła. – Wypatrzyła kawałek szkła, który uszedł jego uwagi, podniosła go i zaplotła ręce na piersi. – Co chcesz wiedzieć? – O czym Jennifer myślała przed śmiercią. – Żartujesz chyba. Nie mam pojęcia. – Byłaś jedną z jej najbliższych przyjaciółek. – A jakie to ma teraz znaczenie? – Ktoś do mnie wydzwania. I przedstawia się jako Jennifer. – I co z tego? Ktoś robi sobie jaja twoim kosztem. Podał jej zdjęcia. Przyjrzała się im. – Przysłano mi je. – No i? Owszem, ta kobieta wygląda jak Jennifer, i co? Boże, nie. Chyba nie uwierzyłeś? Nie, nie, tego już za wiele. – Roześmiała się, lecz w jej głosie nie było radości. – Ty naprawdę sądzisz, że Jennifer żyje. http://www.chorobynerek.com.pl Corrine na zewnątrz. Woda była czerwona od krwi. – Nie! – Jego głos niósł się echem. Zeskoczył ze stopni i zaczął iść przez ciemne pomieszczenie. – Spokojnie, człowieku! – Jeden z ratowników zapalił latarkę, która spowiła wszystko dziwnym, upiornym światłem. Bentz brnął w stronę klatki, kierował się dziwacznym światłem latarki. Jak przez mgłę słyszał za sobą kroki pozostałych. Ratownicy mieli łomy, latarki, kamizelki ratunkowe. Czoło Corrine przecinała głęboka rana, z której płynęła krew. – Bentz – powiedziała na jego widok i uśmiechnęła się szaleńczo. – Ty draniu. To wszystko twoja wina. Ona umrze i twoje dziecko też, wszystko przez ciebie. – Nie! – ryknął, odciągnął ją pchnął w stronę ratowników. – Aresztujcie ją! – Nie! Nie możesz! – Corrine pluła wodą i krwią. Bentz nie zwracał na nią uwagi, wyciągnął ręce do Olivii, która się od niego oddalała,
odpowiedzi. – Kim naprawdę jesteś? – zagaił. Dociskał łokieć do żebra, odruchowo sprawdzał, czy czuje ciężar broni. Uśmiechnęła się tajemniczo. – Nie jesteś Jennifer. Uniosła ciemną brew w niemym proteście. Sprawdź – Ale... Dwie krople wody sprzed lat? Zero dodatkowych kilogramów, ani śladu zmarszczek... – No właśnie. – Skurczybyk. – Hayes długo przyglądał się zdjęciom. Po chwili wrócił wzrokiem do aktu zgonu. Zmrużył oczy. Teraz przynajmniej słuchał uważnie. – Ktoś udaje Jennifer. – Ale dlaczego? – Hayes zastanawiał się na głos. – Nie wiem, ale kobieta nie robi tego sama. Przecież ktoś zrobił te zdjęcia. – Czyli spisek? Żeby doprowadzić cię od obłędu? Bentz skinął głową. – Strasznie to wszystko naciągane – mruknął Hayes, ale jego oczy, jakby na przekór słowom, wróciły do fotografii. – No dobra, kupuję to. Zacznij od początku. Bentz opowiedział mu – od samego początku w szpitalu, gdy ocknąwszy się ze śpiączki, poczuł zapach Jennifer i zobaczył ją aż do spotkania w ogrodzie koło domu. Pominął kobietę