- Jest tylko jeden problem... - odezwał się Jackson.

Ta Niania była największą spośród tych, jakie zielona Niania miała okazję widzieć do tej pory. Nieporadnie szła na jej spotkanie, unosząc w górę metalowe ramiona i uru- chamiając dodatkowe osłony kadłuba. Jednakże pomarań- czowa Niania przystąpiła do rozkładania potężnego meta- lowego ramienia, przymocowanego do długiego kabla. Momentalnie wyskoczyło ono wysoko w górę i zaczęło się błyskawicznie obracać, niebezpiecznie nabierając szybko- ści, poruszało się coraz to prędzej i prędzej. Zielona Niania zawahała się. Cofnęła się nieco, odsu- wając się niepewnie od wirującej z zawrotną szybkością metalowej maczugi. Gdy chwilę stała w bezruchu, nie- szczęśliwa i nieufna, niezdolna do podjęcia jakiejś decyzji, druga Niania skoczyła w jej kierunku. — Nianiu! Nianiu! — krzyczały dzieci. Dwa metalowe cielska tarzały się rozjuszone po trawie, desperacko walcząc i zmagając się ze sobą. Raz po raz me- talowa maczuga spadała z impetem, uderzając w zielony kadłub. Letnie słonce łagodnie oświetlało całą scenę. Po- wierzchnia jeziora delikatnie marszczyła się pod wpływem http://www.chorobynerek.com.pl/media/ kolejnymi plotkami. Niezła robota, pochwalił się w duchu. Podczas kolacji kilka razy usiłował podchwycić wzrok Alexandry, ale jej uwagę całkowicie absorbowało zabawianie gości. Nawet Monmouth doczekał się od niej uśmiechu i paru żartów. Kilcairn zmarszczył brwi. Wydawała mu się zbyt opanowana i pogodna. Jego zdaniem przywdziała maskę. Z doświadczenia wiedział, że ma wprawę w robieniu dobrej miny do złej gry. Możliwe, że przesadzał. Po prostu się nie spodziewał, że wszystko pójdzie aż tak gładko. Kiedy już prawie przekonał samego siebie, że Alexandra pogodziła się z sytuacją, spojrzała na niego przez stół. Sople lodu bywały cieplejsze niż jej oczy. Nagle stracił zainteresowanie przyjęciem. Fiona bez wątpienia nadal się piekliła, ale kiedy starsze damy zasypały ją gratulacjami oraz rozpłynęły się w zachwytach nad przyszłym zięciem, trochę złagodniała. Pewnie wspólnie doszły do wniosku, że hrabia jest samym

- Wyglądasz tak, jakbyś była myślami tysiące mil stąd - zauważyła z uśmiechem nauczycielka. Liz spąsowiała. - Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. - Nic się nie stało. - Pani Reece położyła przed Liz teczkę z dokumentami. - Możesz zrobić mi ksero z tych papierów? Posegreguj je później i zepnij spinaczem. - Zaraz się tym zajmę. Liz zapisała polecenie w swoim zeszycie, wzięła teczkę i przeszła do kserokopiarki. Miała już kończyć kopiowanie, kiedy w pojemniku zabrakło papieru. W tej samej chwili usłyszała głos Bebe dochodzący z korytarza; dziewczyna musiała stać tuż obok uchylonych drzwi sekretariatu. Sprawdź - Czego? - Jak sprawić, żeby mężczyźni pożądali jej, jak ja panią pożądam. Opuścił wzrok na jej usta i pocałował ją jeszcze raz, namiętnie, natarczywie. Przywarła do niego mocniej, objęła za szyję. Nie mógł być taki cyniczny, za jakiego starał się uchodzić. Nie potrafiłby tak całować. Nie łudziła się jednak, że jakiekolwiek względy powstrzymają go przed rozebraniem jej do naga i obsypaniem pocałunkami. Na tę myśl zadrżała z gorącego pragnienia i jednocześnie uświadomiła sobie, że musi się opanować, natychmiast. - Milordzie... Przesunął usta na jej szyję. - Tak? - Proszę przestać! - Dlaczego, na litość boską?!