spłacony, co stanowi pewną ulgę, kiedy się zarabia piętnaście tysięcy rocznie.

Przeraziły ją natomiast uwagi na temat Danny‘ego. Dopiero, kiedy zwierzył mi się, że chce poćwiartować tatuśka na dwadzieścia kawałków, a potem przepuścić je przez mieszarkę. Rainie nie mogła zapomnieć tych słów. Tyle agresji. Tyle złości. Wiedziała, że to możliwe. Ile razy ona sama w nocy... skulona w szafie, posiniaczona i rozdygotana, czując wciąż na rozciętej wardze smak krwi, pragnęła, żeby to się wreszcie skończyło. Żałowała, że nie jest na tyle silna, by położyć kres męce. Fantazjowała. Że się zbuntuje i matka przestraszy się jej. Że chociaż raz się odpłaci, może uderzy matkę mocno w twarz, a wtedy ona pokaja się i zaleje łzami. Nie wiedziałam, że to tak boli. Przysięgam, nawet nie przyszło mi do głowy. Teraz już wiem i nigdy więcej tego nie zrobię. Może na tym właśnie polegała różnica. Pomimo wszystkich cierpień, Rainie nigdy nie zapomniała, że Molly jest jej matką. A wyobraźnia podsuwała obrazy miłości i wybaczenia. Matka opamięta się. Rzuci picie. Obejmie Rainie i przysięgnie, że już nigdy jej nie skrzywdzi, a ona wreszcie będzie mogła uspokoić się w opiekuńczych ramionach, poczuć się bezpiecznie. Nawet w najgorszych chwilach nie życzyła matce śmierci. Trzeba było dużo więcej, żeby pchnąć ją do ostateczności. Od ściany do ściany, Rainie krążyła po małym pomieszczeniu na strychu ratusza. Bolało ją całe ciało. Głowa pękała od trudnych do zniesienia myśli. Potrzebowała snu, porządnego http://www.cm-uj.pl/media/ – Nie zalewam. Po ostatnich wypadkach w kilku okręgach wprowadzono program selekcji psychologicznej. Dyrektorzy szkół dysponują listą podejrzanych zachowań, za pomocą której rozpatrują osobowość każdego ucznia jako potencjalnego przestępcy. Okrucieństwo wobec zwierząt, ordynarny język, rysunki przedstawiające akty przemocy, agresja. Kilku naszych agentów prowadzi obecnie kursy dla nauczycieli z zakresu badania zachowań i selekcji psychologicznej. – Co się dzieje, jeśli jakiś uczeń zostanie uznany za potencjalnie niebezpiecznego? – zapytała Rainie, marszcząc brwi. – Dyrektor szkoły dzwoni po policję, rewiduje podejrzanego i konfiskuje mu gry komputerowe? – W większości okręgów powiadamia się rodziców. Potem uczeń może być skierowany do psychologa, a nawet usunięty ze szkoły. Traktuje się to bardzo poważnie. – Jak procesy czarownic w Salem. – Tak, chociaż czarownice nie zabijały po trzynaście osób. Szkoły są pod presją. Trzy lata

mniej więcej pierwszej trzydzieści pięć do twojego pojawienia się o około pierwszej pięćdziesiąt. – Znowu zmarszczył brwi. – Nie podoba mi się, że nic nie wiadomo o poczynaniach dwójki uczniów, którzy, jak się okazuje, są rodzeństwem. Nie wierzę w takie zbiegi okoliczności. – Chyba nie sądzisz, że Becky miała z tym coś wspólnego? – zaprotestowała Rainie. – Na litość boską, ona ma zaledwie osiem lat! Sprawdź rzucił się na molo. Polina Andriejewna znów przypomniała sobie o ślubach czystości zakonnej i pokiwała głową. Zdążyła zauważyć jeszcze jeden ciekawy szczegół: zrównawszy się z miejscową obywatelką, Jonasz ledwie ledwie odwrócił ku niej głowę (szeroka, z gruba ciosana fizjonomia kapitana była jeszcze czerwieńsza niż zwykle), ale nie zatrzymał się, tylko z lekka dotknął jej ręki. Uzbrojone w szkła oczy pani Lisicynej dostrzegły jednak, że z łapska byłego wielorybnika do wąskiej, obciągniętej szarym zamszem dłoni przemieściło się coś maleńkiego, papierowego, kwadratowego – ni to kopertka, ni to złożona karteczka. Ach, biedaczysko – westchnęła Polina Andriejewna i poszła dalej, z zainteresowaniem oglądając święte miasto. Na szczęście pątniczce wyjątkowo poszczęściło się z pogodą. Niezbyt jaskrawe słońce z melancholijną życzliwością oświetlało złote głowy cerkwi i dzwonnic, białe ściany monasteru i różnobarwne dachy mieszczańskich domów. Najbardziej spodobało się nowo przybyłej to, że wyraziste barwy jesieni w Nowym Araracie wcale nie przygasły: drzewa stały żółte, bure i