- Ojciec ma tu pewne sprawy do załatwienia. A pana co sprowadza, milordzie?

zamknąwszy drzwi. - Sally zaraz przyjdzie, żeby pani towarzyszyć. - Świetnie. - Włożyła płaszcz. - Bardzo wcześnie jak na obiad, prawda? - Jego lordowska mość uprzedził, żeby nie spodziewać się go przed wieczorem. Przypuszczam, że albo jedzie gdzieś daleko, albo musi najpierw załatwić jakieś sprawy. - Nie poinformował cię o celu podróży? Wimbole uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie. - Lord Kilcairn nigdy nie wyjawia swoich zamiarów, panno Gallant. - Zauważyłam. Chwilę później zjawiła się Sally i razem pomaszerowały żwawym krokiem do Hyde Parku. Spacer nie poprawił Alexandrze humoru, a kiedy wróciła i przebrała się do śniadania, w domu zapanował ruch i już nie miała czasu na rozmyślania. Zostawiła Szekspira na poranną drzemkę i wyszła z sypialni. W tym momencie wpadła na nią Rose. - Lex, mama mówi, że do Vauxhall Gardens muszę włożyć nową zieloną suknię! - poskarżyła się płaczliwie. - Dzień dobry, Rose. - Och, dzień dobry - odparła dziewczyna i wytarła łzę z policzka. - Jeśli weźmiesz szal, będziesz się prezentować doskonale. Chodź ze mną na śniadanie i nie rozpaczaj. W zielonym bardzo ci do twarzy... - Ale wtedy będę musiała włożyć różową na bal u lady Pembroke i kuzyn Lucien ze http://www.codziennaapteka.pl - Jak to... pojadę? Czy to znaczy, że jestem aresztowana? - Nie. Jedziemy do mnie, do wydziału. Musimy cię przesłuchać. Gloria zmartwiała. - Następne morderstwo? Znowu w hotelu? A może chodzi o Pete’a? - Nie mogę teraz o tym rozmawiać, przykro mi. - Santos odchrząknął, popatrzył na nią beznamiętnie. - Zechcesz pojechać ze mną? - Tak. Zaraz będę gotowa. Zniknęła w głębi domu, on zaś zaczął rozglądać się po eleganckim, lecz bezpretensjonalnie urządzonym wnętrzu. Prawdę mówiąc, spodziewał się czegoś innego; ostentacyjnego bogactwa, przepychu i nadmiaru. Nic z tych rzeczy - dom był stary, wygodny, ale pozbawiony wszelkich pretensji. - Wyglądasz na zaskoczonego. Pewnie nie oczekiwałeś, że tak właśnie mieszka księżniczka? - zagadnęła, wracając z torebką. Zerknął na nią zły, że z taką łatwością odgadła jego myśli. - Muszę cię rozczarować, St. Germanie, ale nie mam wobec ciebie żadnych oczekiwań. - A ja niewiele dbam, czy je masz, czy nie.

stosował się do jego życzenia. - Istotnie. - Przedstaw mi więc swoją teorię, Robercie. - Według mnie twoja kuzynka, choć miła z wyglądu, jest taką harpią, że potrzebujesz kogoś, nawet okrytego niechlubną sławą, z kim towarzystwo mogłoby ją porównać. Dlatego znalazłeś pannę Gallant. A znając ciebie, oprócz tego, że jest osławiona, musi być również Sprawdź mężczyzn równie pewnych siebie, jak Lucien Balfour. Mężczyzn, którzy uważali, że zawsze osiągną cel. Dążyli do niego za wszelką cenę, nawet nie zdając sobie sprawy, że mogą przy tym kogoś zranić czy upokorzyć, lub o to nie dbając. Tacy irytowali ją najbardziej. Tymczasem, po zaledwie piętnastominutowej rozmowie z typowym przedstawicielem tego gatunku ludzi, nie mogła się doczekać, kiedy wróci po więcej. Niecierpliwiła się, wszystko leciało jej z rąk. Z pewnością nie chodziło jej o spełnienie obietnicy pocałunków. Co za bzdura! Po przyjeździe do Balfour House jeszcze raz oświadczy, że jeśli hrabia ma wobec niej niecne zamiary, lepiej niech o nich czym prędzej zapomni. Do jej obowiązków należy wyłącznie uczenie jego kuzynki i dotrzymywanie towarzystwa ciotce. Tak, trzeba ustalić ścisłe reguły i wymóc na nim przyrzeczenie, że się im podporządkuje. Jeśli nie, po prostu zrezygnuje z posady i odejdzie. No tak, ale skąd ten pośpiech i nerwowe podniecenie?