- Ta pani ma prawo zabrać małego, to jej siostrzeniec.Ale zapłacę ci do końca miesiąca.

- To prawda - przytaknął w zamyśleniu. Delikatnie wyjął z jej włosów zaplątane źdźbło trawy. – Zdecydowanie piękna. - Czy ja wam przypadkiem nie przeszkadzam? - spy¬tała, zakłopotana. - Nie, dlaczego? - odparł, przechodząc na angielski. - Właśnie rozmawiamy o twojej urodzie. - Jasne. Mam siano we włosach, poplamioną bluzkę i rozdarte na kolanie dżinsy. Też mi uroda! Chyba obaj upadliście na głowę. Mark uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, dla którego przeleciała przez pół świata. - Nie sądzę... Aha, przyszedłem w sprawie kolacji. Dziś nie wolno się spóźnić, bo na przystawkę będzie suflet. Pani Burchett zdradziła mi też, że planowała podać przepiórki, ale pani domu zadysponowała kurczaka. - Kiedy ja wcale nie... - wyjąkała Tammy. - To znaczy tak, ale... Nie chodziło mi... - Widzisz, jak ci świetnie idzie? Urządzasz ogrody, ukła¬dasz menu. Spokojnie możesz zarządzać zamkiem. ROZDZIAŁ ÓSMY Tammy weszła do salonu i stanęła jak wryta. Ingrid nie było. Przed kominkiem stał tylko Mark, który na widok jej zdumienia uśmiechnął się zagadkowo. - Czemu się śmiejesz? - zareagowała impulsywnie, ale natychmiast się zreflektowała. - To jest, dobry wieczór, Wa¬sza Wysokość. - Dobry wieczór pani. - Skłonił się z szacunkiem i nie było w tym ani śladu kpiny. Równie naturalnym gestem ujął jej dłoń i ucałował. Tammy zmieszała się ogromnie. Ilu spotkała w życiu mężczyzn, którzy mieli zwyczaj całować damę w rękę? Ani jednego! - Gdzie jest Ingrid? - Jej pytanie wypadło dość szorst¬ko, ale był to niezamierzony efekt. Uśmiech znikł z twarzy Marka. - Pojechała do domu. - Twojego? http://www.coto-calominal.info.pl/media/ - Jakie bagno? - Myślę o sobie i mojej rodzinie. - Nie musisz mnie wciągać, już w tym siedzę po uszy. - Tammy, zrozum! Gdybym cię teraz wziął... - Och, nie tylko ty byś brał. - Na jej wargach znowu zaigrał uśmiech, tym razem uroczo przekorny. - Jestem du¬żą dziewczynką, Wasza Wysokość, i wiem, czego chcę. - Na moment zawiesiła głos. - Chcę ciebie. I cóż miał jej na to odpowiedzieć? Nic nie mów, idioto, bierz ją na ręce i nieś do sypialni! Nie! W ten sposób wyrządzi jej krzywdę, a za nic w świecie nie chciałby tego zrobić. Musi znaleźć się z dala od niej, bo inaczej... - Wyjeżdżam. Natychmiast - powiedział po chwili nieswoim głosem. Jej uśmiech zgasł w ułamku sekundy. - Jak to?! - Wybacz. - Odwrócił się gwałtownie, podszedł do drzwi i otworzył je tak szybko, że Dominik aż odskoczył.

Panna Dexter była tak pogrążona w bólu, że z pewnością nie miała głowy do podpisywania czegokolwiek. Rzeczy¬wiście, powinien dać jej czas na ochłoniecie, ale czasu aku¬rat nie miał. W grę wchodziło bezpieczeństwo i przyszłość jego kraju oraz dziedzictwo Henry'ego. I jego własna wolność. - Wystarczy jeden pani podpis - powtórzył, ruszając w stronę samochodu. - Dokumenty mam ze sobą, to kwe¬stia paru minut. Tammy nawet nie drgnęła. - Nie rozumiem. Odwrócił się do niej. Była straszliwie blada. Wydawało się, że za moment zemdleje. Powodowany współczuciem, odruchowo wyciągnął ku niej rękę, ale szybko cofnął ją z zakłopotaniem. I tak nie mógł jej pomóc. - Nie rozumiem - powtórzyła bezradnie. - Pan mówi o dziecku, ale gdyby Lara zaszła w ciążę, powiadomiłaby mnie o swoich kłopotach... Sprawdź Kiedy Mały Książę otworzył oczy, stał przed obliczem Króla, którego ta wizyta bardzo ucieszyła: - Witam cię łaskawie, mój ambasadorze - powiedział Król królewskim tonem.- Wszak podczas ostatniej audiencji mianowałem cię ambasadorem... - Witaj Królu. Nie przybyłem tu jednak jako twój ambasador... - Więc przybyłeś złożyć mi hołd i podarować ten piękny kwiat, który trzymasz w dłoni? - Król bardziej stwierdził niż wyraził przypuszczenie i wyciągnął rękę po Różę. Mały Książę cofnął się o krok i mocniej przycisnął Różę do siebie. - Nie. Królu. Przybyłem tu z tym kwiatem, ale nie po to, by ci go wręczyć. Ten kwiat jest moim przyjacielem. W myślach Mały Książę dodał jeszcze: "Moim najpiękniejszym przyjacielem". - A więc przybyłeś tu ze swoim przyjacielem, aby złożyć należny mi hołd? - stwierdził nieco urażony Król tym samym tonem co poprzednio. - Łaskawie przyjmuję... - Królu, przybyłem do ciebie, by zapytać, czy nie potrzebujesz przyjaciela...