- Chyba powinnam zobaczyc sie z moim nowym stró¿em. - Myslisz, ¿e ma cie pilnowac? - A ty nie? - Marla nie kryła irytacji. - Daj spokój, Nick, czy wygladam na kogos, kto potrzebuje pielegniarki? - Wyszła zza ¿ywopłotu i wskazała głowa dom. - Mo¿esz wejsc tam ze mna i zobaczyc te fajerwerki. - Zdaje sie, ¿e zaraz ktos wybuchnie. - Zgadza sie, pewnie ja - odparła, wbiegajac na schody z tyłu domu. - Jesli Alex sadzi, ¿e bedzie mi dyktował, co mam robic, to jest w błedzie. - Wytarła buty na wycieraczce przed drzwiami i weszła do srodka. - Nie dam sobie zało¿yc smyczy. Nikomu sie to nie uda. Zwłaszcza mojemu me¿owi - rzuciła zapalczywie, jakby przygotowujac sie do ostrej wymiany słów. 172 Szybko weszli po schodach na góre, do salonu, gdzie Alex rozmawiał z jakims wysokim, szczupłym me¿czyzna o krótko przystrzy¿onej brodzie. - Jestes nareszcie! - powiedział Alex. Siedział w fotelu, rece wsunał miedzy kolana, twarz miał zwrócona ku temu http://www.dentysta-krakow.edu.pl nigdy sie nie dowie, ¿e własnie on był narzedziem jej smierci. Czuł, jak wzrasta poziom adrenaliny we krwi. Usłyszał jeszcze: - Nie spieprz tego. To twoja jedyna szansa. - Wiem. - Ta robota jest warta sto patyków. Jest warta znacznie wiecej, pomyslał, ale tego nie powiedział. Du¿o, du¿o wiecej. - Zajme sie tym. - Wyłaczył radio, zło¿ył antene i wrzucił słuchawki do głebokiej kieszeni kurtki. Pot wystapił mu obficie na czoło, spływał cienkimi stru¿kami po szyi, choc w lesie było 3 zaledwie kilka stopni powy¿ej zera. Naciagnał narciarke na
jakas tajemnica, głeboka zmysłowa tajemnica. Zakazane wizje wielkiej namietnosci znowu staneły jej przed oczami. Jednak teraz były to fantazje, a nie wspomnienia. - Dobranoc, Nick - powiedziała stanowczo i szybko zamkneła za soba drzwi, aby mu nie powiedziec albo nie zrobic czegos, czego pózniej mogłaby ¿ałowac. Sprawdź Stał na ganku i patrzył, jak kobieta, której nie potrafił rozpoznać, wyciąga neseser. Poczuł sztywność w okolicach karku. Nie był przyzwyczajony do gości, a ostatnio pojawiało się tu ich trochę za dużo. Kobieta, która zmierzała teraz ku niemu z neseserem na szczupłym ramieniu, była drobna, rudowłosa i stanowcza. Jej oczy wydawały się o wiele starsze niż ona sama. Ciemne okulary zsunęła na czubek głowy. Na pierwszym stopniu w ogóle je zdjęła i włożyła do bocznej kieszeni neseseru. - Pan Smith? - zagadnęła i wyszczerzyła zęby w olśniewającym uśmiechu. Był to uśmiech jasny jak ośnieżony szczyt o świcie, a przy tym tak samo zimny. Nevada natychmiast nabrał podejrzeń. Akwizytorzy zapuszczali się na tu bardzo rzadko, łudzę o misjonarskim zacięciu, którzy chcieli mu sprzedać swoją religię, też, a więc kim, u diabła, była ta kobieta? I wtedy coś mu zaświtało w głowie. - Tak. Wyciągnęła rękę. - Nazywam się Katrina Nedelesky. Jestem reporterką magazynu „Lone Star”.