życiem Quincy’ego, a samo wydarzenie zdawało się być odosobnionym przypadkiem. Ale już

by umarł, gdyby w tej chwili nie zdjął koszuli. Potem ściągnął z niej bluzkę i odsunął biustonosz. Nie wiadomo kiedy, ale znalazł się na spodzie, a ona na nim. Jej białe piersi przylgnęły do jego potężnej piersi. - Nie myślę już o olimpiadzie - wyszeptała. - Co...?-mruknął. - Właśnie. - Odszukała bliznę na jego lewym ramieniu. Pocałowała ją. Potem niedużą zmarszczkę na ręce. Kolejną ponad obojczykiem. - Kto to zrobił? - Jim Beckett. - Zabiłeś go? - Zrobiła to jego była żona. - Już ją lubię. - Jej głowa przesuwała się w dół. Krótkimi pocałunkami obsypała jego klatkę piersiową, po czym przesunęła się na brzuch. Wtedy westchnął głęboko. Jej włosy łaskotały go, ale przyjemnie. Boże! Chyba chciała go wykończyć! - Quincy, ja nie chcę być jak moja matka - wyznała uroczyście. - Nie jesteś taka jak ona. - Noc po nocy. Facet za facetem. - Jeśli jutro wieczorem będzie jakiś nowy facet, zastrzelę go. - Niech będzie. http://www.dentystawroclaw.net.pl/media/ – W Bakersville? Zresztą kto jest na tyle głupi, żeby włamywać się do biura szeryfa? Nawet teraz często zapominamy zamykać drzwi na klucz. Nie mamy drogich ekspresów do kawy, których trzeba by pilnować. – Ale trzymacie w biurze dowody. – W specjalnym sejfie na zapleczu. Teraz jest sejf. Bardzo solidny, trudno byłoby go rozpruć. Ale czternaście lat temu mieli tylko zwykłą szafkę. Otworzyłam ją szpilką do włosów. I zabrałam strzelbę matki z powrotem do domu. Quincy westchnął, potarł nos. Wiedział, jak dalej potoczyły się wydarzenia. – Zjawił się Lucas. – Podszedł do drzwi werandy, zanim mnie zobaczył. I wtedy... uśmiechnął się, jakby zapowiadała się jeszcze lepsza zabawa, niż oczekiwał. Otworzył. Strzeliłam mu w pierś z bliskiej odległości. I wiesz co? Umarł z tym samym cholernym uśmiechem na twarzy. – Dlaczego nie wezwałaś policji, Rainie? Mogłaś powiedzieć, że się broniłaś.

skoszonych traw i rozmyślając o tym, że pierwszy raz od wielu lat czuje, że naprawdę żyje. Zbliżyli się do krętej wąskiej szosy, której końca nie było widać wśród pól. - Jedźmy tędy! - zaproponował Tristan. Bethie skręciła. Wkrótce wąska szosa zmieniła się w polną drogę. Stawała się coraz węższa, a rosnące po bokach rośliny coraz wyższe. Półtora kilometra dalej łany Sprawdź – Shep? – Przykro mi, nie wiem. Sandy osunęła się na kolana. Miała przy sobie jedno dziecko. Jedno było bezpieczne. Ale to nie wystarczało. Znowu opanowały ją złe przeczucia. Nagle zrobiło jej się przeraźliwie zimno. Podniosła błagalnie oczy do nieba. – Gdzie jest mój syn? O Boże, gdzie jest Danny? Sama w szkole. W wilgotnych dłoniach Rainie kurczowo ściskała glocka 40. Z trudem łapała oddech. Serce nienaturalnie szybko tłukło się w piersi. Starając się opanować, przeszła na drugi koniec korytarza. Byle dalej od zwłok. Musiała się wziąć w garść i zacząć systematyczne przeszukiwanie klas. A któraś z nich na pewno nie była pusta. Rainie wróciła pamięcią do zajęć na policyjnym kursie, który ukończyła wiele lat temu. Zaraz, jak to szło? Jakaś gra słów. Od A do Z? Trzy razy Z? Wreszcie przypomniała sobie: pięć razy Z.