ale przez całe lata usilnie starał się zasłużyć na miano drania i kilka sprytnie dobranych słów

- Z tego - powiedział, wskazując brudny kubek. - Ma jakiś rozkład dnia? - Co takiego? - Określoną porę snu, karmienia, kąpania - wyjaśniła. - Nie. - A więc robi, co chce. - Coś w tym rodzaju. Masz zamiar narzucić jej jakiś reżim? - spytał Bryce, zastanawiając się, czemu krępuje go jej obecność. - Nie, ale wiem, że dobrze jest, gdy dziecko ma określone pory posiłków i snu. Inaczej matki nie dałyby sobie rady. - Muszą mieć jakiś szczególny talent, którego mnie wyraźnie brakuje - przyznał. - Jesteś matką? - spytał z niejakim trudem. - Nie. Nawet nie jestem mężatką. - To skąd wiesz, jak obchodzić się z dziećmi? - Wychowywałam młodszą siostrę, a w college'u podczas weekendów dorabiałam sobie jako opiekunka do dzieci. - Musiało być nudno. - Nie powiedziałabym - odrzekła, uświadamiając sobie, że minęło dużo czasu, odkąd miała takie maleństwo w ramionach. W pamięci odżyły wspomnienia z lat studiów. Dzieci obcych ludzi ratowały ją wówczas przed tęsknotą za własną rodziną. Lata spędzone w CIA oddaliły ją od tego typu zajęć, ale ten dom wyraźnie potrzebował kobiecej ręki. Tylko czy jeśli zostanie tu dłużej, zdoła wrócić do pracy agentki, kiedy wszystko się unormuje? - Panno Stuart? Ton Bryce'a świadczył, że zwracał się do niej po raz kolejny. Klara skarciła się w duchu, iż nie od razu zareagowała na nazwisko, które mu podała. - Mów mi nadal po imieniu - rzekła z uśmiechem. - To chyba będzie właściwe. Karolina jest bardzo do ciebie podobna - dodała, a jej słowa sprawiły mu przyjemność. - Tak myślisz? - pogłaskał dziecko po główce. http://www.deska-elewacyjna.net.pl dywan spadł deszcz odłamków. - Pozwolisz, że coś ci wyjaśnię, pompatyczny durniu - warknął. - Niestety jesteś jedyną rodziną Alexandry Gallant. Przyjmiesz ją z otwartymi ramionami i dasz wszystkim jasno do zrozumienia, że jest pod twoją ochroną. Drzwi się otworzyły. - Ojcze, słyszałem jakiś hałas. Czy... - Wynocha! - ryknął Monmouth i wycelował palec w hrabiego. - Jak śmiesz mi grozić! Lucien nawet nie drgnął. - Nie grożę, tylko obrażam, tak jak pan obrażał Alexandrę. - Ty... - Ma pan bandę prawników i mnóstwo pieniędzy, a ona nic. Dlatego uważam pana za łajdaka. - Ma pana.

- Tylko tego nie okazuj. Sama przewiązała włosy zieloną wstążką, pasującą do kwiatowego wzoru sukni. Kreacja była całkowicie niestosowna dla guwernantki, ale równie pięknej jeszcze nigdy w życiu nie nosiła. - Wyglądasz cudownie - stwierdziła Rose, siadając na brzegu łóżka. - Dobrze, że kuzyn Lucien umieścił cię tutaj zamiast na dole, w kwaterach dla służby. Nie mogłybyśmy Sprawdź - Lubisz to, prawda? - zapytał ochryple, dostrzegłszy wyraz ekstazy na jej twarzy. - Tak. Nie wiedziałam... że można... w ten sposób. Na stojąco. - To twoja druga lekcja. Będą jeszcze następne. - Następne? - wyszeptała prawie bez tchu. - Odrzuciła głowę do tyłu i napięła wszystkie mięśnie, łapiąc powietrze ustami. Nagle Lucien przytulił ją mocniej i jęknął głucho. - Dużo więcej. Zatrzymał się pod uchylonymi drzwiami salonu, W środku Rose z zapałem bębniła w jego stary fortepian. Obawiał się, że po tych ćwiczeniach instrument już nigdy nie odzyska dawnej świetności, ale przynajmniej jego kuzynka nie płakała z tego czy innego powodu. Prawdę mówiąc, nie słyszał jej pochlipywania od trzech dni, odkąd powiadomił ją o przyjęciu. Ustępstwo było niewielką ceną za względny spokój. Zadowolony z własnej przebiegłości, ruszył w dół po schodach.