- Tak.

- Rozumiem, co czujesz. - Bella przysięgła sobie, że przy pierwszej okazji zrobi to w jej imieniu.- Alice, może pójdziemy do sali balowej? - zaproponowała, chcąc zająć jej myśli czymś innym - Chciałabym ci jakoś pomóc w przygotowaniach. - I odciągnąć cię od paczki w mojej szafie, dodała w myślach. - Dobrze, ale przedtem musimy wstąpić do mnie. - Alice uśmiechnęła się tajemniczo. - Mam dla ciebie prezent. - Prezenty daje się w pierwszy dzień świąt - przypomniała jej, gdy szły w stronę książęcych apartamentów. - Dobrze, dobrze - śmiała się Alice. - Mój prezent nie może czekać - dodała. Nie wspomniała o tym, że dzięki niemu chciała choć na chwilę zapomnieć o własnych problemach. Doktor przestrzegał ją, że silny stres może być groźny dla dziecka. - Przecież wiesz, że księżnej się nie odmawia. Zwłaszcza gdy jest w ciąży. - Sprytnie to sobie wymyśliłaś. - Czy dobrze zrozumiałam, że Rosalie przyjeżdża dziś po południu? - Tak. Z całą rodziną. - Doskonale. Odetchnęła z ulgą. W zamieszaniu łatwiej będzie przekazać pakunek Emmettowi. - Czy Edward schował już do sejfu swój największy skarb? - zapytała lekko. - Skarb? Ach, masz na myśli jo - jo. - Wchodząc do salonu, Alice po raz pierwszy od dawna czuła się odprężona. - Obawiam się, że nie miał na to czasu. Przez tę nieszczęsną awanturę z Blaquiem jest jakiś nieswój. Powinien być w siódmym niebie, bo wreszcie udało mu się przeforsować projekt, o który bardzo długo walczył. A on wygląda jak z krzyża zdjęty. Obawiam się, że nie śpi po nocach. - O jakim projekcie mówisz? - zainteresowała się Bella, idąc za nią do garderoby. - Edward bardzo kocha dzieci. Działa w organizacji pomagającej upośledzonym i kalekim maluchom. Przez ostatnie pół roku namawiał zarząd muzeum, żeby zgodził się dobudować specjalne skrzydło, przeznaczone dla najmłodszych. W końcu udało mu się uzyskać zgodę. Nie wspominał ci o tym? - Nie, nie wspominał. - Musisz go poprosić, żeby pokazał ci projekty. Zrobił je na własny koszt. Chciał, żeby było dużo światła i przestrzeni, w której dzieciaki czułyby się swobodnie. Członkowie zarządu bardzo się krzywili, kiedy przedstawiał im swoje pomysły. Nie mieściło im się w głowie, że dzieci mogłyby dotykać rzeźb, a zamiast Rubensów i Renoirów oglądać ilustracje do ulubionych bajek. - Nie miałam pojęcia, że Edward angażuje się w takie sprawy... - O, tak. Cokolwiek robi, wkłada w to całe serce. - Alice wyjęła z szafy duże, podłużne pudełko i ostrożnie położyła je na sofie. - Dziwne, że ci o tym nie mówił. - Cóż... Muszę powiedzieć, że jestem trochę zaskoczona. Edward często sprawia wrażenie... beztroskiego. Można nawet pomyśleć, że interesują go tylko konie i przyjęcia. http://www.deska-elewacyjna.net.pl/media/ zwyczaj mawiać, że zakochuje się i odkochuje równie często, jak Beau Brummel zmienia bieliznę. Niezależność Becky zdumiewała go, a jej nieufność wobec wielkiego świata wzmagała pragnienie, żeby ją otoczyć opieką. Przede wszystkim zaś, by okazać się godnym zaufania, którym go obdarzyła. Zewsząd napływały zaproszenia. Alec odrzucał większość z nich, zbyt zajęty gromadzeniem pieniędzy. Zresztą bale, rauty i poranne przyjęcia pociągały go coraz mniej. Wolał przebywać w domu razem z Becky. Chciał ją zresztą mieć tylko dla siebie. Nie miał zamiaru bynajmniej więzić jej w klatce, czuł jednak, że tu, w willi, stworzyli swój własny świat. Nawet Lizzie nie potrafiła go tak oczarować. Nie, Rebecca Abukir Ward nie przypominała nikogo, znanego mu przedtem. Zdumiewała go i zachwycała. Nie mógł się bez niej obejść. Przyjaciele zjechali do Brighton, lecz Alec ukrył przed nimi jej obecność. Wiedział, że go nie zrozumieją. Uznali co prawda, że zanadto od nich stroni, ale przynajmniej

szyby. Alec poczuł się zaskoczony własną fascynacją. Nie spodziewał się jej. Jeszcze nigdy nie brał sobie stałej kochanki, bo zawsze otaczały go jakieś kobiety. Ale ta była inna. Fałdy pożyczonego szlafroka rozchyliły się, tworząc kształt wielkiej litery „V”. Powiódł po jej ciele czubkiem palca. - Może byśmy tak poszli do łóżka, Becky? - Przesunął palec wyżej, ku piersi. Zaczerpnęła gwałtownie tchu i przymknęła oczy. Sprawdź - Palcem cię nie tknie. Po moim trupie! - Właśnie tego chcę uniknąć. Nie wiesz, jaki jest zdradziecki. A ja to wiem! Zabił z zimną krwią człowieka. Właśnie dlatego chciałam się widzieć z Westlandem! Żeby Michaiła aresztowano! Żeby go powieszono! - A więc dlatego cię ściga? Żeby cię uciszyć na zawsze? Teraz wszystko nabiera sensu - mruknął w zamyśleniu. - Jeśli nadal pragniesz mnie opatrzyć, to przyznam, że ramię paskudnie mnie boli. Masz coś, czym można by je owinąć? - zapytał po chwili. - Halkę. Mogę odedrzeć kawałek. - No to chodźmy, ma petite. - Ujął ją za rękę z takim wdziękiem, jakby mieli wyjść na parkiet w sali balowej. - Możemy posiedzieć sobie w kościele, a kiedy mnie opatrzysz, opowiesz mi wszystko dokładnie. Spróbuj mi zaufać. Stanowczym ruchem ujął ją zdrową ręką za łokieć i przeprowadził przez ulicę do kościółka.