Rainie się nachmurzyła. Kompetentni policjanci bywają tacy upierdliwi.

Wargi Quincy’ego wykrzywił ironiczny uśmieszek. – Nie wiem, co się wczoraj wydarzyło w tej szkole, detektywie, ale sprawa jest chyba bardziej złożona, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Musimy być otwarci na wszystkie tropy. I koniecznie dowiedzieć się jak najwięcej o tych komputerach. Zwłaszcza po tym, co powiedzieli wasi specjaliści. – A co powiedzieli? – Że ktoś próbował wykasować plik historii i pamięć pomocniczą. Musiał mieć w tym jakiś cel. – Cholera – warknął Sanders. Quincy wyglądał na zmęczonego. Cienie pod oczami jeszcze mu pociemniały. Wstali od stolika. Rainie sięgnęła po pieniądze, ale Sanders zadziwił ją, płacąc za całą trójkę. Na zewnątrz nocne powietrze pachniało sosnowymi igłami i świeżym wiosennym deszczem. Nie mieli już siły na dalsze dyskusje, Sanders ruszył w stronę swojego samochodu. Rainie nie mogła się oprzeć, żeby ukradkiem nie przyglądać się twarzy Quincy’ego, jego niebieskim oczom, które były to ciepłe, to znów lodowate. Zastanawiała się, czy agent ma rację co do Danny’ego, i czuła się przygnębiona, że wiedzą tak niewiele. Musiała jak najszybciej dać odpowiedź mieszkańcom miasteczka. Shepowi i Sandy. Wreszcie samej sobie, żeby myśli o szkole przestały ją dręczyć, a noc osaczać. Quincy obserwował swoją towarzyszkę z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy. http://www.dobra-medycyna.edu.pl/media/ zamordowana. Prawdopodobnie była pierwszą ofiarą tego zabójcy. - Co?! - zdziwił się Montgomery. - Myślałem, że to był wypadek. Prowadziła po pijanemu. Skąd pomysł, że to było morderstwo? - Ktoś popsuł pas bezpieczeństwa kierowcy. Są też dowody, że ktoś siedział obok niej. Śledztwem zajęła się policja z Wirginii. - Może sama popsuła pas? Może to było samobójstwo? - Po co miała go psuć? - zapytała oschle Glenda. - Wystarczyłoby po prostu go nie zapiąć. - Hm. - Montgomery był speszony. - Poruszył się nerwowo i uśmiechnął się lekko. - Nie wiem, co o tym sądzić - powiedział w końcu. 189 - To skomplikowana sprawa - odparła łagodnie Glenda. Troje człon¬ ków rodziny agenta zginęło lub zaginęło. Nie powinniśmy wyciągać pochop¬

władzy, w domu ustawicznie dochodzi do awantur, a mały Danny posługuje się myśliwską strzelbą, odkąd wyrósł z pieluch... Do diabła, może selekcja ocaliłaby przed nim szkołę. Wygląda na to, że to była tylko kwestia czasu. Quincy pokręcił głową. – Nie sądzę, żeby metoda selekcji psychologicznej na wiele się zdała w przypadku Danny’ego. To dobry uczeń, grzeczny dla nauczycieli, pilny w nauce. Nie słyszałem o Sprawdź komputery dają chłopcu poczucie siły. – Wspominał kiedyś o ludziach, których poznał przez Internet? O stronach, które odwiedzał? – naciskał Quincy. – Nie mogę powiedzieć. – Panie Mann... – zaczęła niecierpliwie Rainie. Przerwał jej z nadętą miną. – Danny jest moim pacjentem, a ja nie złamię tajemnicy lekarskiej. – Naprawdę w przypadku szkolnego psychologa obowiązuje tajemnica lekarska? – ostentacyjnie okazała zdziwienie. Quincy rzucił jej spojrzenie, które wyraźnie radziło, żeby nie szarżowała w roli złej policjantki. Facet robił się nerwowy, a oni musieli wyciągnąć z niego więcej informacji. – Powinniście sprawdzić komputery – zaproponował nagle Mann. Pochylił się do przodu i dodał niemal szeptem: – Chciałbym pomóc, ale nie mogę zaczynać kariery od naruszenia