Przerzucając kanały telewizyjne w swoim ciasnym i obskurnym pokoju motelowym, Katrina zwąchała świetną

Nick posłał jej ten swój usmiech niegrzecznego chłopca. - Ju¿ czas, ¿ebys wróciła na łono koscioła. - W jego oczach zapaliły sie złosliwe iskierki. Skrecił w strone centrum miasta, po czym zjechał w boczna ulice. Piec przecznic dalej zwolnił i wskazał nowoczesny budynek koscioła. - Oto królestwo Cherise i Donalda. Pomalowany na szaro kosciół, z wie¿a pokryta miedzia, był najokazalszym budynkiem w okolicy. Na fluorescencyjnej tablicy widniały godziny mszy i spotkan zaplanowanych na przyszły tydzien. Wielebny Donald Favier miał wygłosic kazanie na temat ceny grzechu. Pod ogłoszeniem zacytowano werset z Psalmów. Parking sprawiał wra¿enie nowego. Stało na nim kilka samochodów osobowych, du¿e, lsniace volvo i ciemny jeep. Nick zwolnił. Marla patrzyła przez okno na szerokie wejscie i podwójne, rzezbione odrzwia. - Wydaje mi sie, ze byłam tu ju¿ kiedys - powiedziała, chcac uchwycic mglisty cien jakiegos wspomnienia, który nagle pojawił sie w jej umysle. Zagryzła wargi, starajac sie rozproszyc mrok niepamieci. http://www.dobra-medycyna.info.pl topie. - Tak, to wspaniale. Dziekuje Jezusowi za to ka¿dego dnia. - A jak tam dzieci? - Wyjrzał przez okno. Dzien był szary i wilgotny. - Och, có¿... swietnie. To znaczy całkiem dobrze. To ju¿ nastolatki. - Westchneła teatralnie. - Obawiam sie, ¿e Pan zrobił ju¿ z ta trójka, co sie dało. Nick czekał. Uprzejmosci dobiegły konca. Z pewnoscia jest jakis powód, dla którego Cherise postanowiła go odszukac. Nie rozmawiali od ponad pietnastu lat. Po chwili krepujacego milczenia Cherise wzieła głeboki oddech. - Có¿, ja... dzwonie w sprawie Marli.

- Czyżby? - Sędzia zerknął na córkę i przestał się ironicznie uśmiechać, kiedy zauważył, że jest na wpół rozebrana. - Coś mi się wydaje, że powinieneś był ze mną porozmawiać jakieś dziesięć lat temu, uciąć jakąś szybką 51 pogawędkę, kiedy się z nią wykradałeś. - To był mój wybór - wtrąciła się Shelby. Ale sędzia skupiał wzrok na Nevadzie i kiedy znowu przemówił, usta, w których trzymał cygaro, ledwo się Sprawdź Powitał ją aromat mocnej kawy i brzęk naczyń. - Nińa - Lydia uśmiechnęła się od ucha do ucha na jej widok. - Chcesz popływać? - Tak, pomyślałam, że to dobry pomysł.- Shelby nalała sobie kawy ze szklanego dzbanuszka. - A potem śniadanie? Wafle, brzoskwinie i truskawki. Twój ojciec pojechał do miasta, do swojego biura, ale powiedział, że wróci, a wtedy coś mu przyrządzę. - Rano przeważnie tylko piję kawę - odparła Shelby, kręcąc głową. Zauważyła jednak rozczarowane spojrzenie Lydii i westchnęła. - Jasne, czemu nie, ale ja naprawdę przyzwyczaiłam się do tego, że rano piję tylko espresso albo latte. Na północnym zachodzie to normalne. - Ale teraz jesteś w domu. - Hm, na jakiś czas. - Wyszła z filiżanką na dziedziniec i dopiero wtedy poczuła, jak ciepły jest poranek. Postawiła kawę na stoliku, zostawiła ręcznik i szlafrok przy basenie i skoczyła. Woda była tak chłodna, że przez chwilę nie mogła złapać tchu. Zaczęła płynąć, wykonując swobodne, zamaszyste ruchy. Czuła, jak pulsuje w niej krew i przejaśnia jej się w głowie. Niebo było bezchmurne, słońce