uratuję bohatera! To chyba też się liczy.

– Też doszedłem do tego wniosku – przyznał Mann i posłał Quincy’emu pełen wdzięczności uśmiech. Był wyraźnie zadowolony, że może popisać się znajomością psychologii przed wielkim agentem z FBI. – Ojciec odwiedzał ją? – naciskała Rainie. – Nie wiem. – A matka? – Nie wiem. – Jak na kogoś, kto pracował z nią przez cały rok, niewiele pan wie. – Była bardzo skryta, jeśli chodzi o rodzinę! – Ale nie wobec dyrektora Vander Zandena. – Nie byłem związany z Melissą Avalon. – Młody człowiek tracił resztki opanowania. – Pracowaliśmy razem, to wszystko. Jeśli tak bardzo was interesuje jej życie prywatne, porozmawiajcie ze Stevenem. Albo jeszcze lepiej, zadzwońcie do jej ojca. Słyszałem, że nie pofatygował się dotąd po ciało. – Zrobimy to – powiedział Quincy. – A Danny O’Grady? – ponowiła atak Rainie, – Podobno przyjmował go pan jako szkolny psycholog? – Tylko przez kilka tygodni... – Ach tak? A ile dokładnie czasu zajmuje dojście do wniosku, że chłopak, który w ataku furii rozbił szafkę, ma problemy z kontrolowaniem emocji? http://www.dobra-protetyka.com.pl/media/ Bethie. - Od tamtej pory nic nie jest tak jak wcześniej. Spojrzała w dół, na swoje kolana. Nie mogła się powstrzymać. Tego wieczoru grali jazz z domieszką bluesa, a starsza kobieta silnym głosem śpiewała Nareszcie znalazłam swoją miłość. Melancholia zawładnęła całym ciałem Bethie. Jej piękny ceglany dom w mieście. W każdym pokoju tylko cisza. Cztery telefony, które z rzadka dzwoniły. I oprawione w ramki zdjęcia na ścianach korytarzy - to wszystko, co pozostało po osobach, które kochała. 50 Miesiąc temu stała na tym wzgórzu, wpatrując się w świeżo wykopany grób. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Miała czterdzieści siedem lat i już nie wiedziała, kim jest. Miała czterdzieści siedem lat, ale nie była już żoną, nie była już matką Mandy i nie

poważnych przejściach. Nawet Amanda Quincy zdążyła nabrać tych niemiłych cech. Rainie znów się nachmurzyła. Kolejne nazwisko i kolejny rysopis sprawiły, że wszystko jej się pomieszało. Przyjrzała się dobremu staremu Williamowi Zane'owi. Jego wzrok było jasny. Ich spojrzenia spotkały się. Cholera, kiedy ma się nadzieję, że człowiek wciska bajdy, ten akurat mówi prawdę! Sprawdź Nagle głos skojarzył mu się z nazwiskiem. - Skąd masz ten numer? - spytał ostro Quincy, ale w tym samym mo¬ mencie dłonie zaczęły mu się pocić. Zerknął w stronę panelu systemu alar¬ mowego, żeby się upewnić, czy jest włączony. - Jeszcze nie wiesz? - Skąd masz ten numer?! - Spokojnie, amigo. Chcę tylko pogadać. Powspominać stare czasy w ten piękny wieczór. - Pierdol się - bez zbytniego zastanowienia rzucił Quincy. Nigdy nie przeklinał i w chwilę później żałował, że to zrobił, bo tamten facet zaczął się śmiać. - Quincy, mi amigo, klniesz jak jakiś urzędas. Człowieku, my jesteśmy zatwardziałymi kryminalistami, więc musisz postarać się lepiej. Może...