- Przemyślał pan propozycję, panie Michaels? - zapytała Gloria, zamykając drzwi gabinetu i wskazując gościowi miejsce na sofie.

tchem. - Już dawno powinnam była za to przeprosić. Nie znałam wówczas wszystkich okoliczności i chociaż wiem, że to nie jest żadna wymówka, doktorze Galbraith... - Miałaś mówić mi po imieniu - przerwał jej w pół zdania. - Doktorze Galbraith, ciężko mi jest zrozumieć... - Proszę, mów do mnie po imieniu. - Uniósł pytająco brew. - To proste imię. Tylko jedna sylaba. - Ruchem głowy wskazał na rozłożoną na stole krzyżówkę. - Jego wypowiedzenie stanowczo nie przekracza możliwości młodej, zdolnej kobiety, która potrafi rozwiązać krzyżówkę z „New York Timesa". - Dobrze pan wie, że nie chodzi o samo słowo, lecz o fakt, że jestem w Summerhill nianią, a pan moim szefem. - A nie mogłabyś raczej patrzeć na mnie jak na sprzymierzeńca, a nie szefa? Bez względu na to, co będzie się działo między tobą a dziećmi, jestem po twojej strome. Musimy stworzyć wspólny front, a zwracanie się do siebie po imieniu mogłoby to jedynie ułatwić. Co ty na to? - Być może. Ale nie potrafię się do pana inaczej zwracać, doktorze Galbraith. R S http://www.doktor-na-zaraz.com.pl - Chciałbyś się chyba spotkać z jej pediatrą i dowiedzieć się czegoś więcej o zdrowiu Eriki. - Po co? Myślisz, Ŝe coś jej jest? Wyczuła w jego głosie nutę paniki. Ciekawe, czy on tę nutę teŜ usłyszał. - Nie, to rutynowe badanie. MoŜe lekarz zaleci szczepienie przeciwko czemuś tam. - Zatem moja obecność nie jest niezbędna. Wystarczy, jak ty będziesz przy niej. Otworzyła usta, Ŝeby zaprotestować, ale zrezygnowała. Nie teraz. Niech dotrze do niego przy tej okazji, jak mało go obchodzą losy dziewczynki. Mark wrócił spojrzeniem do Alli. Miała na sobie tę samą koszulkę i dŜinsy, co oznaczało, Ŝe nie brała kąpieli. Jako męŜczyzna, człowiek czynu, podjął decyzję: przeszedł przez pokój i stanął

- Nie mówi. - W ogóle? - Nie mówi tak jak naleŜy. - Jak to? Lekarz uniósł krzaczaste brwi. - Nazywa pana mamą, a pańską Ŝonę tatą? Sprawdź - O co tu, do cholery, chodzi? Ten najspokojniej w świecie uniósł wzrok i odpowiedział beznamiętnym, opanowanym głosem: - Robichaux poszedł do prokuratora okręgowego i doniósł, że go szantażujesz. Miałeś mu grozić, żejeżeli ci nie zapłaci, dobierzesz mu się do skóry. - Co takiego? - Santos poczerwieniał z gniewu. - Przecież to bzdury! - To jeszcze nie koniec. - Jackson pokiwał głową. - Twierdzi, że to ty stoisz za skandalem sprzed sześciu lat. Kapujesz? Tym sposobem mielibyśmy Aferę Pięciu... Santos opadł na krzesło. Od przeszłości nie da się uciec. Przypomniał sobie podejrzliwe spojrzenia kolegów, a nawet otwartą wrogość. Czuł się przez nich zdradzony. Najpierw, kiedy odkrył, że za pieniądze gotowi byli sprzedać honor policjanta. Co gorsza, jeden z nich potwierdził, że brał udział w aferze. Teraz scenariusz się powtarzał. Nie mogąc usiedzieć na miejscu, zerwał się i zaczął krążyć po pokoju. - Chop twierdzi, że nie tylko ty brałeś udział w skandalu. Ale ty byłeś prowodyrem - kontynuował Jackson. - Kiedy zorientowałeś się, że wydział wewnętrzny cię namierzył, pogrążyłeś, według niego, kumpli, byle ratować własny tyłek. Poszedł na współpracę z tobą, bo groziłeś jemu i jego rodzinie. Oczywiście nie miał nic do stracenia, skoro otrzymał gwarancję, że nie będzie za nic odpowiadał. - Rzadki gnojek. - Santos zatrzymał się na wprost partnera. - Gdybym miał go tu teraz, skręciłbym mu kark. - Czegoś tu nie rozumiem - wtrąciła Gloria, odzywając się po raz pierwszy, odkąd znaleźli się w hotelu. - Dlaczego wydział wewnętrzny uwierzył temu typowi? Przecież ten człowiek jest kryminalistą. Jackson uśmiechnął się ponuro.