znowu i znowu.

- Kilka - odparł Luke. - Odeszła w ubiegłym roku? - Tak jest. - Z powodu skandalu? Wypadek z czternastolatkiem? Luke wzruszył ramionami. - Pani Conner zrezygnowała z pracy, nie mając na swoim koncie żadnych niedociągnięć. My tutaj jesteśmy z niej dumni, panie Mitz. - Miło mi to słyszeć. Mam nadzieję, że nie będzie pan miał nic przeciwko temu, żebym w czasie pobytu w tym mieście również innym zadawał podobne pytania? - Oczywiście, proszę pytać! - zezwolił łaskawie Luke. - A co z resztą jej rodziny? - To znaczy? - Chyba ma jakichś krewnych? - Mitz wydawał się zdziwiony. Pierwszy raz się zawahał, jakby wytrącony z równowagi. - Nic o tym nie wiem - pośpiesznie odparł Luke. - Żadnego byłego męża, dzieci...? - Nic mi o tym nie wiadomo. Dlaczego pan pyta? - Jest taki punkt w formularzu - odparł szorstko Mitz. Znów zaczął robić notatki, ale Luke chwycił go za dłoń. Przestał udawać przyjemniaczka. http://www.dragonmc.pl/media/ - Ty też szukasz okazji do awantury? Wiedziała, że nie powinna była tego mówić. Wiedziała, że on ma rację i że była to nieodpowiednia chwila. Pół roku bez jednego telefonu. Podniosła głowę i powiedziała: - Możliwe. Quincy wstał od stolika i otrzepał dłonie. Popatrzył na nią, ale jego spojrzenie było bardziej opanowane, niż się spodziewała. Zawsze świetnie nad sobą panował. - Chcesz wiedzieć, dlaczego nam się nie udało? - spytał rzeczowo. - Chcesz wiedzieć, dlaczego zaczęło się tak dobrze, a potem nagle świat się skończył, ale nie wielkim wybuchem, tylko skomleniem? Mogę ci powiedzieć. Skończyło się, bo brakowało ci wiary. Bo rok później nowa, ulepszona Lorraine Conner nadal nie wierzy. Nie we mnie. A z całą pewnością nie

A teraz przestań gadać. Przestań myśleć, przestań analizować i pocałuj mnie, do cholery! Zrobił to, o co prosiła. Najpierw dotknął jej delikatnie. Wiedział, że jest zdenerwowana, chociaż mówiła tak śmiało. Poczuł, że jest spięta, kiedy ją obejmował. Czuł jej niepewność, kiedy odchylała głowę. Spodziewała się, że on zrobi swoje Sprawdź Oparła dłoń o słup. Potem przesunęła palcami po paskudnej bliźnie. Surowe drzazgi tej rany wciąż były jaśniejsze niż stara warstwa zewnętrzna. Delikatnie docisnęła odpryski drewna na ich dawne miejsce, jakby ten gest mógł cokolwiek naprawić. Wiatr się wzmógł. Drzewa zaszumiały głośniej i w tej samej chwili Rainie mogłaby przysiąc, że usłyszała czyjś śmiech. Serce zaczęło jej walić. Nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo samotna była w tym odludnym miejscu. Gęste zarośla, ciemne poszycie lasu. Mandy uderzyła w ten słup o piątej rano. O piątej rano słońce dopiero zaczyna ukazywać gałęzie drzew, a powietrze jest jeszcze chłodne. O piątej rano - mrok, samotność, przerażająca pustka. Rainie musiała wrócić do samochodu. Usiadła za kierownicą i drżącymi rękami zamknęła się od środka. Siedziała zgarbiona. Czuła niespokojne bicie