- Najwyraźniej nie słuchasz, co do ciebie mówię. Czy mam cię zadusić i wrzucić

- Naturalnie. Czeka na panią w swojej kabinie. Można? - zapytał, sięgając po jej torebkę. - Czy wszyscy pracownicy pana Blaque'a są poddawani tak szczegółowej kontroli? - Dla pani możemy zrobić wyjątek, jeśli odda mi pani dobrowolnie swoją broń. - Wyjął z torebki pistolet i schował do kieszeni. - A teraz poproszę o nóż. Wzruszyła ramionami, po czym bez słowa podkasała spódnicę. Wiedziała, że James gapił się na jej uda, gdy wyciągała broń. Bez uprzedzenia nacisnęła przycisk. W chwili gdy z rękojeści wyskoczyło długie ostrze, z boku dobiegł szczęk odbezpieczanych karabinów. - To wspaniałe narzędzie - powiedziała, podnosząc ostrze do światła. - Dyskretne, eleganckie i niezawodne. - Z uśmiechem nacisnęła przycisk i ostrze z cichym kliknięciem ukryło się w rękojeści.- Tylko ktoś całkiem szalony mógłby zanurzyć je w sercu człowieka, który chce zapłacić pięć milionów dolarów. - Położyła nóż na wyciągniętej dłoni Jamesa. Teraz do obrony pozostały jej tylko gołe pięści. - Idziemy? - Spojrzała na niego pytająco. - Pieniądze cieszą mnie najbardziej, gdy są jeszcze ciepłe. Blaque czekał na nią w kabinie oświetlonej mnóstwem świec. Tym razem włożył bordową marynarkę i rubiny. Kolory krwi. Z głośników płynęła sonata Beethovena, na stoliku mroził się szampan. - Witam, lady Isabell. Jest pani słowna, a to rzadka cecha w dzisiejszych czasach. Zostaw nas, James. Za jej plecami cicho zamknęły się drzwi. Wiedziała, że natychmiast stanęło za nimi kilku uzbrojonych po zęby ludzi. - Co za miła atmosfera - pochwaliła. - Nieczęsto finalizuje się umowy w świetle świec. - Myślę, że na tym etapie możemy sobie darować formalności. Pozwól, Isabello, że uczcimy szampanem nasz triumf. - Korek wyskoczył z butelki z cichym sykiem, złocisty płyn zapienił się w smukłych kieliszkach. - Za pierwszorzędnie wykonane zadanie. I za jeszcze lepszą przyszłość. - Uwielbiam szampana, ale uważam, że smakuje dużo lepiej wzmocniony zapachem pieniędzy. - Cierpliwości, moja droga. Za pomyślność. - Kryształ dźwięcznie zadzwonił o kryształ. - Za pomyślność, monsieur. Mmm, wyborny rocznik. - Znam panią już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że robi na pani wrażenie tylko to, co najlepsze i najdroższe. - Właśnie. Nie mam nic przeciwko szampanowi i świecom, ale czułabym się dużo lepiej, gdybyśmy dobili targu. - Ależ to przyziemne! - Skrzywił się z niesmakiem. - Wszystko w swoim czasie. Podszedł do niej i dotknął jej policzka. Musiał przyznać, że światło świec dodawało jej urody. Gdyby miał dla niej więcej czasu, na pewno rozkwitłaby w jego ramionach. Wolał jednak nie ryzykować utraty wolności w zamian za parę miesięcy zabawy. Dlatego mógł poświęcić lady Isabell nie więcej niż godzinę. W tym czasie i tak można wiele zdziałać. - Moja droga, jestem dziś w wyjątkowo radosnym nastroju. Wybacz, ale nie chcę mówić o interesach. Pragnę świętować. Przesunął dłonią po jej szyi, zaledwie centymetr od ukrytego mikrofonu. Zwinnie chwyciła go za nadgarstek i uśmiechnęła się, patrząc mu w oczy. - To pan stworzył ten nastrój, najpierw odbierając mi broń. Lubi pan bezbronne kobiety? http://www.e-medycynaizdrowie.info.pl być nieco gwałtowne. - Potraktujemy ją jak najłagodniej - zapewnił go kamerdyner z ukłonem. Michaił podziękował słudze i wsunął mu w dłoń monetę. - Mam też nadzieję, że służba nie narobi plotek. - Skądże, wasza wysokość. Zajmę się tym osobiście. Czekał więc na Rebeccę, nieco rozdrażniony, lecz przekonany, że nic mu z jej strony nie grozi. Prawda, że przez cały tydzień wymykała się jego ludziom i zdołała dotrzeć do Londynu, lecz spodziewał się tego. Obydwoje pochodzili z rodu Talbotów. Ta smarkula, podobnie jak on, potrafiła osiągnąć cel. Ale wkrótce będzie ją miał w garści. A wtedy da jej nauczkę, którą Becky długo popamięta, Westland nie wiedział o niczym i naiwnie sądził, że Michaił przyszedł pomówić z nim o polityce. Był wprawdzie zaskoczony, że gość przybył tak wcześnie i bez uprzedzenia, lecz nieskazitelne maniery nie pozwoliły mu okazać zdziwienia, w końcu poznali się tydzień temu

- Przestań! - To, co mówił, bolało bardziej niż mogła znieść. Próbowała go odepchnąć, ale chwycił ją jeszcze mocniej. Pod wpływem gwałtownych ruchów na ich głowy spadł fioletowy deszcz płatków glicynii. - Mówisz o miłości? - rzuciła drwiąco. - Myślisz, że nie czułam, jak mnie nienawidzisz? Patrzyłeś na mnie z taką pogardą! Zawsze byłam dumna z tego, co robię, a ty odebrałeś mi nawet to. - Spójrz na siebie - poprosił cicho. Za wszelką cenę starał się opanować gniew. - Może mi powiesz, że nie miałaś pojęcia, co do ciebie czuję? Wiedziałaś, że pokochałem kobietę, która tak naprawdę nigdy nie istniała. Łagodną, cichą, skromną Bellą, której pragnąłem dać wszystko, co we mnie najlepsze. Po raz pierwszy w życiu byłem na to gotowy. Wtedy okazało się, że pokochałem złudę. - Nie wierzę ci! - powiedziała z mocą. Jednak jej serce uwierzyło i zaczęło bić mocniej. - Nudziłeś się, szukałeś rozrywki. Ty się mną bawiłeś. - Kochałem cię. - Ujął w dłonie jej twarz i spojrzał z bliska w oczy. - Będziesz musiała z tym żyć. - Edward... - Zeszłej nocy w twojej sypialni spotkałem inną kobietę - ciągnął, przesuwając palcami po jej włosach, z których wypadały spinki. - To ona posłużyła się mną jak narzędziem, okłamała. Wyglądała jak czarownica - szepnął, biorąc do rąk gęste pasma. - Pragnąłem jej i przysięgam, że nadal pragnę. Kiedy ją pocałował, nie broniła się. Wierzyła mu, widziała prawdę w jego oczach. Sprawdź - Dziękuję, wasza wysokość. - Alec ukłonił mu się dużo serdeczniej niż poprzednio, lecz Kurkow nie wiedział, czy można mu w pełni ufać. Westland odstawił filiżankę z kawą. - Kurkow, musimy już iść. Dziś przedstawię pana pierwszemu ministrowi. - Ach, staremu Liverpoolowi? - spytał niewinnym tonem Alec. - Niełatwo go przełknąć, chyba że się zatka nos! - Co za nieznośny smarkacz! Proszę się nim nie przejmować - warknął z irytacją Westland, gdy Michaił znów się roześmiał. - Chodźmy, bo jeszcze się spóźnimy! - Daswidanja - rzucił Alec w ślad za nimi. Kurkow skłonił się w uprzejmej odpowiedzi, lecz Westland spojrzał na Knighta wrogo. - Niech się pan trzyma z dala od mojej córki! - Nie mam najmniejszego zamiaru naprzykrzać się tej anielskiej istocie.