14

gwałtownie, zadr¿ała. Kurczowo chwyciła za porecz łó¿ka. Otworzyła szeroko oczy, jakby nagle doswiadczyła objawienia. - O, mój Bo¿e... - Zabieraj sie stad, Kylie - wyszeptał z trudem Conrad, patrzac na nia z nienawiscia, wyolbrzymiona jeszcze przez powiekszajace szkła okularów. Grymas gniewu wykrzywił jego twarz. -I nigdy nie wracaj. Nie dostaniesz ode mnie ani 318 centa, rozumiesz? - Z trudem siegnał do guzika intercomu. - Wynos sie stad. No, ju¿! Marla cofneła sie, przera¿ona. Na korytarzu rozległy sie szybkie kroki i do pokoju wpadła postawna pielegniarka o surowym wyrazie twarzy. - Pan Amhurst wzywał pielegniarke - wyjasniła, podchodzac do łó¿ka. - ¯yczy pan sobie czegos, panie Amhurst? - Tak - syknał Conrad z taka nienawiscia, ¿e a¿ troche piany wystapiło mu na blade usta. - Prosze zabrac stad tych ludzi i nigdy ju¿ ich tu nie wpuszczac. - Ale¿... to przecie¿ panska córka - powiedziała http://www.eginekologwarszawa.net.pl sie wplatała? Kim własciwie jest? Jaka kobieta targowałaby sie z me¿em o los swojego dziecka? „Nie wchodz mi w droge - ostrzegł ja Alex kilka godzin temu. - Popełniłabys du¿y bład”. Potykajac sie, wróciła wtedy do sypialni, poło¿yła sie na łó¿ku i le¿ała w ciemnosci, czekajac, a¿ on wyjdzie. Tak jak zawsze. Dokad jezdził? Z kim sie spotykał? Co robił? Nie znajdowała odpowiedzi na ¿adne z tych pytan. Zasneła w koncu niespokojnym snem, budzac sie co chwila. Usiłowała wymyslic jakis plan, który pozwoliłby jej wyrwac dzieci spod władzy tego tyrana, pomógłby je uchronic. Ale własciwie przed czym? Przed kim? Przed Aleksem i ta kobieta, z która ma romans?

złoscia zgasiła papierosa w przepełnionej popielniczce. - Pewnego dnia mnie zrozumiesz. - Nigdy. Nigdy nie poło¿e uszu po sobie, udajac, ¿e mnie nie ma, tak jak ty! Kylie pobiegła do sypialni, otworzyła szafe i wyrzuciła na łó¿ko wszystkie ubrania, ubrania opatrzone metkami znanych Sprawdź - Zabierz je ze soba. - Sa równie¿ dziecmi Aleksa - zauwa¿yła. - Nie moge porwac moich własnych dzieci i nie moge mu te¿ powiedziec, ¿e... Cholera, to jakies szalenstwo. - Nie mo¿esz mu powiedziec, bo mu nie ufasz - skonczył za nia Nick. Marla poczuła nagle, ¿e jest bliska załamania. - Sama ju¿ nie wiem, komu moge ufac. - Mnie, kochanie - powiedział Nick, biorac ja znowu w ramiona i całujac w usta. - Lepiej, ¿ebys mi zaufała. Niewykluczone, ¿e jestem twoim jedynym przyjacielem. Jego wargi były ciepłe i namietne, ramiona, które ja trzymały, silne, a jednak - choc tak bardzo chciała mu zaufac,