z cichym trzaskiem i po chwili na patio zastukały pazurki. Przez werandę maszerował Hairy

– Teoretycznie jest w odpowiednim wieku, ale nie wydaje mi się, żeby pasował do profilu. Bledsoe usłyszał końcówkę rozmowy – akurat wchodził do pokoju. – Nie, nie mówcie, rozmawiacie o moim ulubieńcu, naszym ekskoledze Ricku. – Skrzywił się. – Można się było spodziewać, że wyskoczy jak diabeł z pudełka, kiedy morderca bliźniaczek znowu zaatakuje. Może morderca uderzył, bo wie, że Bentz tu jest. Może chce go wkurzyć i z niego zadrwić. – Jasne, bo tak działają seryjni. – Dawn zirytowała się wyraźnie. Bledsoe tak działał na ludzi. – Zaraz powiesz, że to Bentz załatwił siostry Springer. – Nieee. To sukinsyn, ale nie zabójca. Chociaż dzieciak Valdezów... Bentz go załatwił. – To był wypadek – żachnęła się Dawn. – To cios poniżej pasa, nawet jak na ciebie. – Po prostu nie lubię zbiegów okoliczności. – Bledsoe podniósł ręce na znak, że się poddaje. – Mówię tylko... – Zadzwonił jego telefon i odszedł z komórką przy uchu. – Dupek. – Dawn odprowadzała go wzrokiem, szukając w torebce paczki marlboro lights. – Nie wiedziałem, że jesteś fanką Bentza. Spojrzała na Hayesa. – Fanką? Nie. To rzeczywiście świnia. Ale Bledsoe? – Wyjęła nową paczkę. – W piekle mają dla takich specjalne kotły. Na godzinę przed zachodem słońca Bentz pojechał do Santa Monica, miejscowości, która pojawiała się w każdej rozmowie i która stanowiła część jego życia z Jennifer. Bardzo ważną część, zważywszy, że tutaj kochali się po raz pierwszy przed ślubem. Czy to dlatego Jennifer http://www.eimplantyzebow.com.pl/media/ Jennifer skręciła, biegła przez parking. Zacisnął zęby i biegł, coraz szybciej, szybciej. Po chwili był przy wejściu do garażu oświetlanym słabą żarówką. Rozejrzał się. Nikogo. Nasłuchiwał. Poprzez oszalałe bicie swego serca usłyszał odgłos kroków, stóp uderzających o betonowe stopnie. Zobaczył klatkę schodową i ruszył w tamtą stronę. Kolano eksplodowało bólem, gdy ruszył w górę. Zobaczył ciemną czuprynę. Jakby poczuła jego wzrok, odwróciła się, uśmiechnęła złośliwie i pobiegła dalej. Cholera! Na trzecim piętrze? Czy na czwartym? Trzymając się poręczy, parł coraz wyżej. Serce mu waliło, nie mógł złapać tchu, był zlany potem. Nie poddawaj się. Nie daj jej uciec. To twoja szansa!

To szaleństwo. A może to halucynacje? Efekt proszka nasennego? Poczuła cień nadziei. Może jednak nie umrę, myślała, walcząc z sennością. Może napastnik wcale nie chce jej zabić. Pewnie ten, kto bierze ją na ręce i niesie przez dom, to anioł miłosierdzia. Tak, to na pewno to. Sprawdź – Tak. Póki nie wróciłem do czynnej służby. – A więc zaraz. Skinął głową. – Montoya będzie mnie ubezpieczał i zajmie się tobą. – Myślisz, że potrzebuję opieki? – Nie, ale... – Ale na wypadek gdybym poczuła się samotna, będzie na zawołanie, tak? – zakpiła. – Na wypadek gdybym doszła do wniosku, że uganiasz się za cieniami albo duchami, albo... sama nie wiem, zmagasz się ze starymi uczuciami, z którymi nie uporałeś się do tej pory, zawsze mogę liczyć na twojego partnera, nie na ciebie. Tak? Poczuł, jak napinają mu się mięśnie pleców. – Nie potrzebuję opieki, jasne? Mieszkam w tym domu niemal od urodzenia. Sporą z tego część – sama. Nie potrzebuję opieki. Czasami się zastanawiam, czy ty po prostu nie zwariowałeś!