brakuje mu pracy detektywa. Dreszcz pościgu, zżycie z innymi agentami,

prawdziwego zdarzenia miał zostać dopiero, gdy zaliczy niezbędne egzaminy i dostanie dyplom. Tymczasem zdobywał doświadczenie – wyjeżdżał na patrole i spisywał raporty. Wolno mu było zakładać standardowy beżowy mundur i nosić przy sobie broń. Chuckie był całkiem zadowolony z życia. Zanim nadeszło wezwanie, sterczał przy kontuarze, próbując oczarować długonogą, jasnowłosą kelnerkę o imieniu Cindy. Prężył pierś, przybrawszy nonszalancką pozę z nogą lekko ugiętą w kolanie i dłonią od niechcenia wspartą na kaburze. Cindy, nieczuła na jego wdzięki, serwowała domowe ciasto z jagodami sześciu farmerom na raz. Ktoś burknął coś o żółtodziobie plączącym się pod nogami. Chuckie uśmiechnął się jeszcze szerzej. Przy stoliku za plecami Rainie dwaj emerytowani hodowcy krów, Doug Atkens i Frank Winslow, zaczęli robić zakłady. – Dziesięć dolców, że mu ulegnie – powiedział Doug, uderzając zmiętym banknotem o plastikowy blat. – Dwadzieścia, że wyleje donżuanowi na łeb szklankę wody z lodem – przebił Frank, sięgając po portfel. – Wiem z pewnego źródła, że Cindy wolałaby dobry napiwek niż serce Clarka Gable’a. Rainie zostawiła rozgrzebaną sałatkę i odwróciła się do staruszków. Popołudnie było spokojne, nie miała nic lepszego do roboty. Przyłączam się – powiedziała. – Cześć, Rainie. – Frank i Doug, przyjaciele od niemal pięćdziesięciu lat, uśmiechnęli się jednocześnie jak syjamskie bliźnięta. Frank miał bardziej niebieskie oczy i ogorzałą twarz, za http://www.ekodesign.com.pl tu z pozostałą przy życiu córką Quincy'ego, Kimberly. Ten człowiek zbyt wiele wie na temat ich życia na wschodnim wybrzeżu. - Potrzebujecie wsparcia? Rainie pokręciła głową i przeczesała dłonią krótkie włosy. - Trudno to wyjaśnić. Ten człowiek... jego system działania. On nie atakuje z zaskoczenia. Jemu nie chodzi o sam akt zabicia drugiego człowieka, tylko o proces, który do tego prowadzi. Wiemy, że nadal prowadzi swoją grę. Wiemy, że przyjedzie tu za nami. Tylko że nie uderzy z ukrycia. W jakiś sposób przekona jedno z nas, żeby otworzyć mu drzwi. - Carl Mitz - rzucił Luke. - Przyznasz jednak, że wyczucie chwili jest do chrzanu. - Fakt - westchnął Luke. Rozłożył ręce na stole. - Rainie, nie wiem, co ci powiedzieć. Mitz zaczął dzwonić dwa dni temu. Sprawdziłem go w firmie

będzie bezpieczny, skoro w szkole mogą się pojawiać potwory. Wypiwszy resztkę soku, bezmyślnie zaczęła szorować nad zlewem szklankę. Lampka na automatycznej sekretarce mrugała jak szalona, ale Sandy już wczoraj odsłuchała wszystkie wiadomości. Zanim Shep zmienił numer, żeby położyć kres anonimowym telefonom, próbował skontaktować się z nią Mitchell. Przeprosił, że zawraca głowę, ale koniecznie musiał dostać raporty dotyczące Wal-Martu. Błagał, żeby się natychmiast odezwała. Sprawdź W końcu mam swój urok. - Bethie nienawidzi uroku. Zapoznał się z nią, twierdząc, że otrzymał jeden z organów Mandy. Przedstawił się częściowo jako Mandy. Albert szeroko otworzył oczy. Nie podejrzewał, że wiedzą tak dużo. Znowu popatrzył na zegar. Wydawało się, że czas go uspokaja. Odetchnął głęboko i z nieco większą rezerwą popatrzył na Quincy'ego. - Kiedy jestem bystry, to jestem bystry - spróbował. Quincy tylko pokręcił głową. - Na śmierć Mandy on musiał czekać prawie rok. Czy to go niepokoiło? To nie mogło być częścią jego planu. - Cierpliwość jest cnotą - stwierdził Albert. - Nie, zaczął się denerwować. Żeby zabawa była ciekawa, potrzebował mojej uwagi. Dlatego wykorzystał Mary Olsen, żebym zaczął coś podejrzewać.