- Pracowac mo¿na w gorszych warunkach - zauwa¿ył

podwładnego, albo kogoś powiązanego z Pritchartem, ale jej wysiłki spełzły na niczym. Wiatr przybrał na sile, jego gorący podmuch przesuwał papierzyska i zeschnięte liście i rozrzucał je po ulicy. Zza drzwi wychynął szary, cętkowany kot, po czym schował się w cieniu za prażącym się w słońcu chevroletem, który wyglądał tak, jakby stał zaparkowany w tym miejscu od dwudziestu lat. Powolny rytm życia w Bad Luck bardzo kontrastował ze zgiełkiem Seattle, gdzie przechodnie, rowery, samochody osobowe, ciężarówki i autobusy tarasowały strome ulice prowadzące do nabrzeża. Nad tłumami turystów krążyły rozwrzeszczane mewy, portowe foki zagrażały ławicom łososi, a po wzburzonych szarych wodach Cieśniny Pugeta płynęły wielkie promy i łodzie, w których żagle dął silny północny wiatr. To miasto położone na północnym zachodzie, gdzie wzdłuż wybrzeża stały tłumnie strzeliste drapacze chmur, naprawdę żyło, tętniło niepohamowaną, wibrującą energią, czerpiąc ją z eklektycznej mieszanki obywateli, którzy tu mieszkali, pracowali albo przyjeżdżali w celach turystycznych. Powietrze było rześkie, pachniało słonym oceanem, a na często zalewanych deszczem ulicach tłoczyli się ubrani w płaszcze i parki przechodnie, którzy pochylali głowy, żeby osłonić się przed wiatrem, i szli żwawo - cóż za przeciwieństwo powolnego tempa lata w Bad Luck. Shelby wyszła z budki telefoniczną i skierowała się do apteki; ocierając pot z czoła, poczuła, że jest obserwowana. Obrzuciła spojrzeniem całą ulicę. W oddali stał zaparkowany stary pikap, jakiś mężczyzna ładował do niego torbę ziarna. Ale ukryte za okularami przeciwsłonecznymi oczy patrzyły wprost na nią. Tego człowieka rozpoznałaby wszędzie. Na chwilę zaparło jej dech w piersiach. Przez głowę przemykały, jak błyskawice, rozmaite, przyjemne i smutne, wspomnienia. Nevada Smith. Nawet się nie uśmiechnął, tylko ruszył ku niej tym swoim swobodnym, rozkołysanym krokiem, tak zwodniczo szybkim. Miał na sobie znoszone, spłowiałe od słońca dżinsy, zakurzone buty i http://www.eogrzewaniepodlogowe.com.pl/media/ wcisniete miedzy okno i szafe na akta. - Cholera. - Te¿ tak uwa¿am. Rzuciła plik dokumentów na tonace w papierach biurko. Janet, od lat pracujaca w policji, wysoka, silna kobieta, musiała znosic nieustanne docinki na temat swego meskiego wygladu. Miała krótko ostrzy¿one ciemne włosy, teraz ju¿ lekko przyprószone siwizna, kwadratowa szczeke, grube brwi, a za okularami w prostych, praktycznych oprawkach myslace niebieskie oczy, których nie podkreslała makija¿em. Nie malowała sie, nie stroiła i w ogóle nie przywiazywała szczególnej wagi do swojego wygladu. Niewatpliwie słyszała, ¿e nazywaja ja babochłopem, docierały te¿ do niej pogłoski o

Okazał się głupcem. Co do tego nie miał wątpliwości. Marzyło mu się, że zostanie następnym szeryfem, szykował się na bohatera śledztwa w sprawie Estevana i był gotów to wszystko zaprzepaścić dla jednego szybkiego numerka. Dopiął koszulę, gdy jęki ustały i do pokoju weszła Vianca, ubrana tylko w czerwony szlafrok. Stanęła, widząc, co robi Shep. - Wychodzisz? Sprawdź - Dlaczego nie powiedziałas Tomowi albo mamie, ¿e zle sie poczułas? - spytał, delikatnie dotykajac jej kolana. - Po to przecie¿ zatrudniłem pielegniarza. - Zatrzymał samochód na 246 czerwonym swietle. Posłał jej spojrzenie, które wyraznie mówiło, co sadzi o takim braku rozsadku. - Nie sadziłam, ¿e to cos powa¿nego. - Ale było ci niedobrze, kiedy sie kładłas spac? - Tylko troche, a potem... - Zawahała sie. Czy rzeczywiscie mo¿e mu zaufac? - Co potem? No, dalej. To w koncu twój ma¿. - Wiem, ¿e to głupie - powiedziała, dochodzac do