Mark i Alli aŜ podskoczyli z radości, i wtedy Mark zasugerował, Ŝe Alli powinna

- Ta-ta. Alli uśmiechnęła się. Erika nie Ŝyczy sobie, by ją ignorowano. Mark pochylił się nad nią. - Szanowna pani ma ochotę na lunch? - zapytał. - Wujek Mark nie ma teraz czasu. - No właśnie, wujek Mark nie ma czasu - powtórzyła Alli. - Zobaczymy się na kolacji. Znów skrzyŜowali spojrzenia. - Dobrze. Miłego lunchu. - Dzięki. Alli dotknęła ramienia Eriki i odeszła, nie oglądając się. TegoŜ wieczoru, gdy Alli kąpała Erikę, Mark wpadł do domu. Powiedział, Ŝe dziś nie będzie go na kolacji. Skontaktowała się z nim Nita Windcroft. Otrzymała kolejny list z pogróŜkami i członkowie Klubu Ranczerów zebrali się, by omówić problem. - AŜ trudno uwierzyć, Ŝe ktoś wciąŜ nęka Nitę - powiedziała Alli, wyjmując z wanny Erikę. Ta, piszcząc z uciechy, machała nóŜkami, opryskując Alli i Marka. Alli owinęła małą ręcznikiem i podała ją Markowi. - Ja ją umyłam, ty wytrzyj - rozkazała, ignorując jego zdziwioną minę. - A jak brzmią słowa listu w dniu dzisiejszym. http://www.epompyciepla.biz.pl/media/ Jednocześnie miała poczucie deja vu. Już gdzieś widziała tego mężczyznę... Nie była jednak pewna, gdzie i kiedy. - Przepraszam - powtórzył niskim, zmysłowym głosem. Uraczyła go spojrzeniem mrożącym krew w żyłach. - Czy to pańskie dzieci? - Skinęła w stronę kłócącej się wciąż trójki. - Tak. - Przeczesał dłonią kruczoczarne włosy. Jego złoty zegarek, spinki do mankietów i złota obrączka na serdecznym palcu połyskiwały w słońcu. Opuścił dłoń, a włosy same opadły, by stworzyć idealną fryzurę. Willow nie miała wątpliwości, że płacił fryzjerowi fortunę. - Z całą pewnością to moje dzieci. R S

Dawno pani u nas nie była, nie dosiadała konia. Ona teŜ się uśmiechnęła. - Ostatnio byłam bardzo zajęta - powiedziała. - Wszystko tu w porządku? Zanim Jimmy odrzekł, spojrzał na Marka, który właśnie do nich podszedł. - Znasz Marka Hartmana, Jimmy? - spytała Alli, - Chce porozmawiać z Nitą. Sprawdź Włożyła list do kieszeni i poszła do Arabelli. Zanim jeszcze towarzystwo zebrało się w jadalni, właś¬ciwie wszyscy, poza młodymi Fabianami, znali oficjalną wersję wypadków. Ci, którzy wiedzieli, co naprawdę zaszło, ukrywali to tak dobrze, że niczego nie zauważono. Tylko dobre wychowanie zgromadzonych pozwoliło zatu¬szować niewielką niezręczność, jaką stało się pytanie panien Fabian o zdrowie Oriany - dziewczęta zdziwiły się, że nie zeszła na śniadanie. Gdy Lysander odparł, że panna Baver¬stock postanowiła dotrzymać towarzystwa bratu w jego smutnej podróży, jedynie panna Fabian poczuła żal. Gilesowi i Dianie wyraźnie poprawił się humor, a lord Fabian, rzuciwszy sceptyczne spojrzenie na gospodarza, nic nie powiedział, tylko dyplomatycznie zajął się cynaderkami na bekonie. Wcześniej lady Fabian zamieniła szybko parę zdań z lady Heleną i udało jej się spojrzeć tak wymownie na męża, że powstrzymało go to od uwag. Clemency zeszła do jadalni razem z Arabella, toteż nie musiała witać markiza - powiedziała tylko ogólne dzień dobry. Nikt też zdawał się nie zauważyć, jak niewiele zjadła. Przez większość czasu pozostała milcząca, rzuciła zaledwie kilka grzecznościowych uwag w stronę siedzących obok lorda Fabiana i Diany i cieszyła się w duchu z ich mało wymagającego towarzystwa. Pilnie uważała, by unikać wzroku markiza, starała się też nie wsłuchiwać w jego głos. Niestety, bezskutecznie - był to jedyny dźwięk, który do niej docierał. Spojrzała na niego tylko raz, gdy wstawał, by nałożyć sobie coś na talerz. Na jego szczęce widniał wciąż spory siniak, poza tym mężczyzna wydał jej się blady. Spostrzegła, że również i on zjadł niewiele, ale to akurat można by przypisać odniesionym ranom. Przeprosił wszystkich, że nie jest w stanie uczest¬niczyć w dzisiejszej mszy i spędzi poranek w domowym zaciszu. Nikt nie oponował i już wkrótce mocno przerzedzone towarzystwo wyruszyło do kościoła. Clemency niewiele pamiętała z kazania i całej mszy. Automatycznie wstawała, siadała i klękała za pozostałymi, a jej umysł był zajęty w tym czasie zupełnie czym innym. Zastanawiała się, co powiedzieć kuzynce Anne. Pani Stoneham zapewne spodziewa się, że przygotowała odpowiedź dla pana Jamesona, którą zamieszczą w Morning Post. Tylko czy nie jest na to za późno? A co z historią z „Korony”? Co robić? Jeśli przedstawi kuzynce Anne nawet okrojoną wersję wczorajszych wydarzeń, co powie ta dobra kobieta? I co uczyni? Jeśli dojdzie do wniosku, że jej młodszej krewnej grozi upadek moralny, może poczuje się w obowiązku napisać sama do Jamesona? Podczas śpiewania drugiego psalmu Clemency przyznała w myślach, że to wielce prawdopodobne. Mniej więcej w połowie kazania ustaliła, że nie powie całej prawdy ani lady Helenie, ani kuzynce Anne. To oznaczało jedno - nie ma osoby, której mogłaby się zwierzyć. - Moja droga Clemency! - krzyknęła pani Stoneham, gdy usiadły w jej salonie. - Wyglądasz blado i mizernie. Czy przypadkiem nie jesteś chora? Clemency uspokoiła ją i w paru zdaniach opowiedziała przygotowaną historyjkę. Zakończyła słowami: - Możesz, kuzynko, sobie wyobrazić, że nie mogłam zasnąć. W dodatku przy zdejmowaniu pończoch uderzyłam się pechowo o szafkę. Jestem po prostu nieco zmęczona. Bessy, która przyniosła właśnie obiad, popatrzyła na nią sceptycznie, ale powstrzymała się od komentarza. Usłyszała w wiosce od starszej pani Carter, że widziano na jarmarku lady Arabellę. Krążyły też pogłoski, że markiz pojawił się tam z nieznajomą damą. Pani Carter umilkła w nadziei, że dowie się czegoś więcej od Bessy, lecz gdy ta nie zareago¬wała, fuknęła: