- Przyszedłeś obejrzeć moją nogę? - zapytała cierpko. - Wiem, że blizny są nieładne, ale nie obawiaj się. Można je zakryć. Lorenzo niespiesznie przeniósł wzrok na jej twarz, a kiedy spojrzał jej w oczy, serce załomotało jej niespokojnie. - Powinienem cię taką namalować - odezwał się miękko. - Jasnowłosa nimfa wodna z północy, z nogami wystarczająco długimi, by pobudzić wyobraźnię mężczyzny... Nie patrz na mnie w ten sposób, bo co będzie, jeżeli dam się skusić? - Sam tu wszedłeś - przypomniała mu. - Ja cię nie zapraszałam. - Mylisz się. Zapraszasz mnie każdym swoim przepojonym ciekawością spojrzeniem. - To nieprawda! - zaprzeczyła gorąco. Lorenzo ruszył do niej i ignorując jej głośny sprzeciw, wyciągnął ją spod prysznica i wziął na ręce. - Puść mnie - prosiła, ale nie zamierzał słuchać. Zaniósł ją do sypialni, ułożył na jasnozielonej, jedwabnej kapie i ukląkł nad nią. - No więc? Czego jesteś najbardziej ciekawa? - zapytał miękko. - Jak to jest, kiedy mężczyzna pieści cię tutaj? - Przytrzymując lewą ręką jej obie dłonie, przejechał palcami przez całą długość jej ciała i delikatnie muskał wewnętrzną stronę ud. Jodie, całkowicie bezradna, zamknęła oczy i drżąc lekko, chłonęła intymność tego dotyku. - A więc podoba ci się? A to? - Pochylił głowę i musnął wargami wrażliwe miejsce za uchem. Puls Jodie przyspieszył, a ona sama zaprotestowała jękiem. Nie miał prawa tak z nią postępować. Ale Lorenzo zrozumiał jej jęk inaczej. - Czego jeszcze jesteś ciekawa? - zamruczał. Pieścił teraz dłonią jej piersi, a Jodie, ku swojemu najwyższemu zawstydzeniu, odczuła słodki tryumf na widok jego podniecenia. A kiedy jego dłoń powędrowała w dół, Jodie wstrzymała oddech. Rzeczywistość, wszystkie postanowienia, odpowiedzialność zostały zapomniane. Pozostało tylko palące pragnienie, któremu nie potrafiła się oprzeć. Leżała sztywno, nie śmiejąc spojrzeć na Lorenza. Czuła się głęboko upokorzona tym, co się stało, i zbyt bliska płaczu, by się odezwać. Nie dlatego, że przeżyła spełnienie, to zdarzyło jej się nie po raz pierwszy, ale najgorsze było to, że zawdzięczała je temu właśnie mężczyźnie. - Nie powinieneś był - wykrztusiła w końcu. - Tak - zgodził się ciężko. - Nie powinienem. Jodie przymknęła oczy. Poczuła, że Lorenzo wstaje. - Zadzwonię i przesunę nasze spotkanie w salonie. Dlaczego pozwoliła, by do tego doszło? Czemu go nie powstrzymała? Przypuszczalnie chciał jej udowodnić, że się myliła. Obiecała sobie solennie nie pozwolić na coś takiego już nigdy. http://www.eveonlinepolska.pl zabrakło mu odpowiednich słów. - Zmieniłaś się, odkąd ostatnio się widzieliśmy. Shey popatrzyła na swoją skórzaną kurtkę. Parker nigdy w życiu nie założyłaby czegoś takiego. I wcale nie z powodu upodobania do balowych sukien i złotych diademów z brylantami. Po prostu wolała inny styl ubierania niż Shey. - Nie jestem Marią Anną... zresztą ona teraz nazywa się Parker... więc rzeczywiście można mówić o zmianie. - Shey wyciągnęła rękę na powitanie. - Shey. Shey Carlson. Książę nie ujął jej dłoni. Pewnie przywykł, że poddani kłaniają się przed nim w pokorze i z szacunkiem dotykają ustami jego pierścienia.
- Sylwio, mogę ci zadać osobiste pytanie? - Spróbuj. - Czemu nie wyszłaś drugi raz za maż? Bo chyba nie z braku wielbicieli? - Rzeczywiście nie - odparła szczerze - ale dziękuję, żeś to zauważył. Sprawdź Chwyciła kapelusz z szerokim rondem i pospieszyła na dół przez ogrody. Zbyt była przejęta swą misją, by przystawać, tak jak wczoraj, i patrzeć na kaskady wodospadów, ośnieżone szczyty gór w oddali czy na wodne ogrody. Wszystkie kwiaty, które wybrała do swojego obrazu, były dziś w pełnym rozkwicie. Można by jeszcze poprawić przejrzystość lilii i bardziej nasycić barwy róż — pomyślała. Być może przesadzam z kolorami, zaniepokoiła się, przypomniawszy sobie słowa ojca o tym godnym pożałowania błędzie, jaki popełniało wielu artystów. Wzruszyła ramionami. Kiedy książę zerknie na to dzieło, uzna, że nadaje się jedynie do kosza na śmieci. Zmusiła się, by nie zmieniać już niczego przy kwiatach.