dziećmi, na litość boską. Tylko dziećmi.

pamiętać tylko dlatego, że tu żył i tworzył geniusz. A skoro już przy tym jesteśmy – chce pani popatrzeć na Jesichina i jego obrazy? Pani Lisicyna odpowiedziała nie od razu i jakoś nie całkiem pewnie. – Tak... Chyba chcę. Pomyślała jeszcze chwilę, kiwnęła głową i powiedziała już bardziej stanowczo: – Chcę koniecznie. Niech pan prowadzi. 10 Śmierć tryumfująca (fr.). Ciepło, cieplej, gorąco! Polina Andriejewna, zanim udała się z wizytą do doktora Korowina, zaszła do hotelu i zamieniła lekką pelerynkę na długi czarny płaszcz z kapturem, najwidoczniej w przewidywaniu wieczornego ochłodzenia. Jednakże słońce, choć niezbyt mocne, w ciągu dnia zdążyło nieźle nagrzać powietrze i aby się przespacerować po terenie kliniki, nie warto było wkładać płaszcza. Pani Polina narzuciła tylko szal na ramiona, Korowin zaś w ogóle został tak, jak był, w kamizelce i surducie. Pawilon numer trzy znajdował się na samym skraju porosłej sosnami górki, którą doktor wydzierżawił od klasztoru. Domek z gładko otynkowanymi białymi ścianami wydał się gościowi całkiem banalny, zwłaszcza w porównaniu z innymi, z których wiele zadziwiało dziwacznymi formami. – Tu wszystkie czary mieszczą się wewnątrz – objaśnił Donat Sawwicz. – Jesichina nie interesuje wygląd zewnętrzny jego domostwa. A zresztą mówiłem już, że on nigdzie nie http://www.fotonetia.pl/media/ szafce. Za nią w amfiladzie salon wyłożony ohydnym czarnym dywanem w brudnożółte 68/86 kwiaty. Nad kominkiem medalion z podobizną gospodarza. Nawet ten wyidealizowany wizerunek nie może ukryć śladów choroby, która powoli wyniszcza jego ciało. Jakby ktoś nożem wyostrzył rysy twarzy. Tylko oczy są wciąż te same – jak soczewki, które chciwie wciągają światło, by go już nigdy nie wypuścić. Jeszcze sypialnia. Na niezaścielonym łóżku leży arabski burnus, jedna z mniej szkodliwych

niczym pełgający na wietrze płomyczek, rozpalić i nie dać jej zgasnąć. – No dalej, no dalej – zaciągnął Berdyczowski, przyspieszając kroku. Przed krzywo zbitymi drzwiami zatrzymał się jednak i nieznacznie, tak żeby z tyłu nie było widać, przeżegnał się. Rozbierać się do naga to oczywiście nonsens – zdecydował podprokurator. Tak czy inaczej, nie pamiętał dokładnie formuły ze średniowiecznego traktatu. Ale nic to, jakoś obejdziemy się bez formuły. Wystarczy dotknąć wydrapanego na szybie Sprawdź łuskach z trzydziestki ósemki, znalezionych na miejscu przestępstwa. – To tylko znaczy, że naładował broń – odparła Sandy. – Shep mi wszystko wyjaśnił. Odciski niczego nie dowodzą. – Odciski Danny’ego są na ponad pięćdziesięciu łuskach. A to znaczy, że ładował broń w trakcie strzelaniny. – Shep powiedział, że użyto ładowników. Więc Danny przygotował broń i amunicję. A ta druga osoba strzelała. Rainie odsunęła się w końcu od okna. Pokręciła niecierpliwie głową. – Zastanów się nad tym, co mówisz! Danny przyniósł do szkoły rewolwer i pistolet samopowtarzalny. Naładował oba i przygotował zapasową amunicję. Według ciebie tak zachowuje się niewinny świadek. – Ma dopiero trzynaście... – Nie trzeba być pełnoletnim, żeby pociągnąć za spust.