innego im powierzać nie należy! Żadnej cywilnej ani tym bardziej duchowej sprawy! A

opowiedzieć o sobie jakąś romantyczną historię, koniecznie ze smutnym zakończeniem, jakby pokazując: proszę, patrz, do jakiej głębi uczuć byłem zdolny niegdyś i być może byłbym zdolny teraz, gdyby znalazł się godny przedmiot. Zorientowawszy się w tym, pani Polina Andriejewna doceniła manewr i uśmiechnęła się w duchu. Historia, niezależnie od jej wiarygodności, była oryginalna. W dodatku z całego monologu wynikało, że gość doktorowi się podoba, a to – co tu gadać – było i pochlebne, i korzystne dla sprawy. – Tak pan kocha swoją pracę? – życzliwie spytała moskiewska dama. – Bardzo. Moi pacjenci to ludzie niezwykli, każdy z nich to jakieś unicum. A unikatowość to rodzaj talentu. – A na czym polega ich talent? Błagam, niech mi pan odpowie! Okrągłe oczy rudowłosego gościa rozszerzyły się jeszcze bardziej w radosnym oczekiwaniu. Przyszła pora zastosować regułę numer dwa: podprowadzić mężczyznę do tematu, który go najbardziej zajmuje, a potem w odpowiedni sposób słuchać. Tylko tyle, a przecież ileż to męskich serc zawojowano za pomocą tej nieskomplikowanej metody! Ileż to głuptasek i bezposażnych panien znajduje sobie takich narzeczonych, że wokół wszyscy nadziwić się nie mogą – jakże to im się trafiło takie niezasłużone szczęście? A trafiło im się właśnie tak: umiejcie, panny, słuchać. Co jak co, ale słuchać pani Polina umiała. Kiedy było trzeba, unosiła brwi, od czasu do czasu wołała „ach!”, a nawet chwytała się za pierś, bez żadnej jednak przesady, zwłaszcza zaś http://www.fundacja-dantis.pl upewniła się w swoich przypuszczeniach: tak, coś się stało. Mnisi nie chodzili jak zazwyczaj powoli, kołysząc się z boku na bok, tylko biegali. Jeden zamiatał i tak czysty bruk, inny targał gdzieś pierzyny i poduszki, a najdziwniej wyglądało, jak do cerkwi soborowej truchtali z zakasanymi habitami śpiewacy chóru archimandryckiego, z brzuchatym i wyniosłym regentem na czele. Co za dziwy! Przewodnik zaprowadził damę nie na pokoje archimandryty, tylko na archijerejskie, przeznaczone dla najważniejszych gości i zwykle niezamieszkane. Tu w sercu pani Poliny coś zadrżało, ale od razu stłumiła nachodzące ją myśli jako nierealne i grożące rozczarowaniem. A jednak przeczucie jej nie oszukało! Wpadające do refektarza słońce świeciło wchodzącej w twarz, w plecy zaś – osobom siedzącym za długim stołem, nakrytym białym obrusem, dlatego z początku pani Lisicyna zobaczyła tylko sylwetki kilku mężczyzn, trwających w statecznym znieruchomieniu.

Lang nie lubi takich nietypowych przypadków. Psują przejrzystą statystykę mordów za pomocą noża, pistoletu czy trucizny. Nie lubi 63/86 też paradoksów, które zmuszają do wysiłku jego zleniwiały mózg. A tu miał jedno Sprawdź minę znamionującą bardzo mądre i surowe skupienie. Teraz też, kiedy wymieniono argumenty, nie dochodząc do żadnego wniosku, i nastąpiło męczące milczenie, władyka nachmurzył białe, przecięte trzema pionowymi zmarszczkami czoło, zamknął oczy i zaczął przebierać paciorki różańca z drewna sandałowego swymi wspaniale białymi i wypielęgnowanymi palcami (o ręce dbał Mitrofaniusz szczególnie troskliwie i prawie nigdy nie wychodził na dwór bez jedwabnych rękawiczek, objaśniając to tym, że osoba duchowna, dotykająca komunikantów, powinna traktować ręce z największym szacunkiem). Posiedziawszy tak przez jakąś minutę, przewielebny znów otworzył błękitne oczy, w których błysnęła iskierka, i tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedział: – Alosza pojedzie, Lentoczkin. Matwieja Bencjonowicza i Pelagię stać było tylko na głośne: – Ach!