Dwanaście lat później

– Na miłość boską. – Z, niedowierzaniem kręciła głową i przyglądała się fotografii, na której Jennifer wsiada do samochodu. – To... To nie może być ona – stwierdziła niepewnie i spojrzała na Bentza. Szukała potwierdzenia. – Oboje to wiemy. Byliśmy tam... Na pogrzebie. Leżała w trumnie. – Dłoń ze zdjęciem zadrżała. Tally ciężko oparła się o samochód. – To po prostu niemożliwe. – Ale mówiła to niemal szeptem. Odchrząknęła, wyprostowała się, wzięła w garść. – Ta kobieta na zdjęciach to... to sobowtór. – Na to wygląda. – Ale to nie Jen. – Tally nie była do końca przekonana. – Ktoś... Ktoś się z tobą drażni, to pewne, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czego ode mnie oczekujesz, co mam ci powiedzieć. – Spojrzała na zdjęcie. Wzdrygnęła się. – Czy cokolwiek w ciągu ostatnich tygodni jej życia wydawało ci się inne? Nietypowe? Mówiła o czymś? – O Boże... to takie dziwne. Surrealistyczne. – O tak, wiem coś o tym. Ale może jest coś, co ty pamiętasz, a ja nie, coś, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu jej życia? – O Boże, minęło tyle czasu... – Umilkła i już myślał, że nie odpowie, ale w końcu odezwała się: – Jennifer z natury była nieobliczalna i dobrze o tym wiesz. Jednego dnia była taka, drugiego zupełnie inna, trzeciego... jeszcze inna. Nie wiem, czy była szczęśliwa – dodała z grymasem na twarzy. http://www.ginekologwarszawa.org.pl Był świadom, że widział Jennifer nie tylko kilka tygodni temu, właśnie tu, i wcześniej, w szpitalu, ale wiele razy. Kiedyś siedział na siedzeniu pasażera w pikapie Olivii, czekał, aż zaniesie ubranie do pralni, i wtedy mu mignęła. Szła szybkim krokiem, zniknęła w zaułku. Miała koński ogon, przyciskała torebkę do piersi. Wysiadł z samochodu i pokusztykał w stronę zaułka, ale zobaczył jedynie białego kota znikającego za ogrodzeniem i przepełnione kontenery na odpadki za starym garażem. Innym razem dałby sobie rękę uciąć, że widział, jak idzie przez park, okrąża fontannę, a ciemno-rude włosy złocą się w słońcu. Odwróciła się i posłała mu przez ramię uśmiech. W oczach rozbłysło żartobliwe wyzwanie – złap mnie, jeśli potrafisz. Zatrzymał wtedy dżipa w niedozwolonym miejscu i pośpieszył za nią, wspierając się na lasce. Minął fontannę, a Jennifer znowu zniknęła. A potem widział ją w lesie koło domu. Wydawała się prawdziwa.

Coś lub ktoś zakrada się coraz bliżej. Coś się dzieje, i to coś złego. – Co, do cholery... Ciemna postać nagle puściła się biegiem, na płytach zadudniły kroki. Shana chciała krzyknąć, ale postać rzuciła się na nią z błyskiem w ciemnych oczach. Napastnik uderzył ją w brzuch z taką siłą, że się zatoczyła i wpadła tyłem do basenu. Sprawdź działać. Mrużąc oczy od słońca, zerknęła w boczne lusterko. Zbliżał się do niej granatowy SUV. Ten sam, co poprzednio? Nie! Niemożliwe. Ziewnęła. Explorer trzymał się za nią, towarzyszył jej na wąskiej dwupasmówce, która wiodła ku wzgórzom przez pola uprawne. Czas zawrócić. Była już bardzo zmęczona. Przez chwilę wydawało się jej, że droga się rusza. Zamrugała. Miała ciężkie powieki, powinna się zatrzymać i odpocząć, oprzytomnieć, może napić się kawy... Możliwe, że w domu nikogo nie było. Jezu... Zważywszy ostatnimi czasy na napięcie, wyrzuty sumienia i stres, pewnie wszystko sobie wyobraziła. Myśli nie dawały jej spokoju.