- No tak, coraz lepiej rozumiem, dlaczego Alice odkryła w pani bratnią duszę.

już wzrok w stołach do gry. Wokół nich panował ścisk. Na malowanej tabliczce, zwisającej z sufitu widniały zagadkowe słowa: „Karty rozdaje się codziennie o piątej”. Alec rozejrzał się i podszedł do pierwszego stołu po lewej. - To coś dla nas. Najniższy zakład wynosi tu pięć funtów. - Mówiłeś, że zaczniemy od stu. - Tak, ale najpierw musimy coś wygrać. Wierz mi, już to wcześniej robiłem. - Pogładził ją po ręce, kiedy czekali, póki nie zwolni się jedno z siedmiu miejsc. - A więc to jest gra w dwadzieścia jeden? - mruknęła, wspinając się na palce, żeby coś dojrzeć ponad głowami ciżby. - Właśnie. Trzeba zdobyć łącznie dwadzieścia jeden punktów w jednym rozdaniu. Figury to dziesięć punktów, asy - jeden lub jedenaście. Krótko mówiąc, wygrana należy do tego, kto będzie miał szczęśliwszą rękę - albo gracz, albo rozdający karty. - Aha! - Zaczęła rozumieć. - Szybko! Tamten człowiek odchodzi! Idziemy! Czuła, jak bardzo jest podniecony, gdy siadł na miejscu zwolnionym przez gracza, który się wycofał. Mężczyzna, odchodząc, kiwał głową, co uznała za oznakę przegranej. Gdy podeszła bliżej i stanęła z tyłu, Alec wyjął pospiesznie sto gwinei. Położył je na zielonym welwecie, który pokrywał stół, a rozdający, zasuszony starszy pan, zgarnął je. Chwilę później przesunął w jego stronę kilka sztonów. - Czerwone mają wartość pięciu gwinei, białe - jednej - wyjaśnił jej szeptem. Patrzyła z coraz większym zaciekawieniem, jak Alec wymienia kordialne uśmiechy ze znajomymi http://www.ginekologwarszawa.org.pl/media/ pokusa stała się zbyt silna. Alec widział, jak wstaje i przekracza przestrzeń między posłaniami. W następnej chwili znalazła się w jego objęciach. Bawił się jej włosami, dając dyskretnie do zrozumienia, żeby zesunęła się niżej. Serce zabiło jej na myśl, że ma mu odwzajemnić to, co zaszło między nimi w Knight House. Pragnęła tego wprawdzie, ale nie wiedziała, jak ma zacząć. Wiedziała jednak, że musi spróbować. Jego męskość pulsowała tuż przy jej policzku. Zdołała jakoś rozsupłać troczek szarawarów i sięgnęła delikatnie do środka. Jęknął cicho. Nagle zrozumiała, czego pragnie Alec. I zrobiła to. Wsunął kurczowo palce w jej włosy. - Ach, jak miło, Becky. Dobra, mała dziewczynka. Ściągnął z niej przez głowę koszulę. Ciepłymi rękami gładził krągłości jej ciała, ostrożnie wnikając coraz głębiej w najbardziej intymne miejsce. Próbowała protestować, lecz powstrzymał ją. Był Alekiem

kompanami. Była wręcz nienasycona i, co więcej, spłaciła jego karciane długi. Skandalizująca umowa wzbudziła co prawda wśród elity sporą konsternację, ale Alec nie dbał o opinię. Był Knightem i nie przejmował się niczym. Inaczej niż jego przyjaciele, lord Byron i Beau Brummel, z których pierwszy umknął z Anglii przed skutkami skandalu, a drugi przed długami, Alec zdołał zachować swoją pozycję towarzyską. Sprawdź - Sam zobacz. Milczała, gdy wytrząsnął Różę Indry na dłoń. - Wielki Boże! Skąd to wzięłaś? - Rubin należy do mnie. Jest moim dziedzictwem. Możesz mi go oddać? - Myślisz, że chcę ci go zabrać? - Musi mi wystarczyć do wykupienia domu i wioski. Oddał jej klejnot bez słowa. Poczuła się pewniej. Lepiej przesadzić z ostrożnością, niż potem żałować. Wsunęła go za stanik. - Nazywa się Róża Indry. Kobiety z mojej rodziny przekazywały go sobie z pokolenia na pokolenie. Michaił nie wie o jego istnieniu. Chcę go sprzedać i anonimowo odkupić dom. - Może byś opowiedziała wszystko od początku? - To było pięć dni temu, we czwartek. Dzień zaczął się jak każdy. Byłam właśnie w warzywniku, kiedy wieśniacy przyszli do Talbot Old Hall ze skargą. - Talbot Old Hall?