- To jest śledztwo w sprawie morderstwa.

Christophera. - Makabra! Lizzie przemknęły przez głowę wspomnienia nocy po przedstawieniu. - Rzeczywiście. - Co za niesamowita zupa - zauważyła Susan. - Ach, to mój „hołd dla Escoffiera" - odrzekła Lizzie. - Cieszę się, że ci smakowała, chociaż nie jestem pewna, co mistrz by na to powiedział. Jako podstawę wzięłam jego bisque de crevettes, ale zamiast prawdziwego fonds blanc zrobiłam zwykły bulion z kurczaka. - Wolno wiedzieć dlaczego? - spytał surowo Robin All-beury. - Bo tak jest łatwiej. - Co za hańba! - wykrzyknął i zaraz uśmiechnął się szeroko. - Ale ta zupa smakuje mi bardziej niż Escoffiera. - Właściwie to on lubił, kiedy ktoś korzystał z jego przepisów. http://www.hab-corp.pl/media/ kolanach, nalała pełną szklankę soku. Dopiero kiedy wypiła sok i odstawiła szklankę, zauważyła, jaki cudowny widok rozciąga się z balkonu. Nik wprawdzie wspominał, że jego dom znajduje się w górach, ale Carrie, nawet gdyby bardzo chciała, nie potrafiłaby wyobrazić sobie tak pięknej okolicy. Zieleń drzew na stokach gór sąsiadowała z opalizującą szarością gajów oliwnych w dolinie, by na samym dole przejść płynnie w turkusowy połysk morskich fal. Gdzieniegdzie wzbijały się w niebo wysokie smukłe cyprysy, spomiędzy zieleni przeświecała naga brązowa skała. Trudno byłoby sobie wyobrazić piękniejszy widok, zwłaszcza że dzień był słoneczny, typowy dla

- Gdzieś, kiedyś słyszałam takie powiedzenie. Kiedy dziecko uśmiecha się przez sen, to znaczy, że rozmawia z aniołami. 112 - Miłe powiedzenie. - Ash otulił Laurę kocykiem. - Myślisz, że nie będzie jej za zimno? Sprawdź Do zjawy pani Białozierska odnosiła się filozoficznie i w tym samym czasie na nadzwyczaj praktycznie. Osobiście dla gospodyni, zjawa była nic nie warta, lecz stwarzała określone problemy przy rekrutacji służących i przy przyjmowaniu gości. Od razu wykluczyła wrogów owiniętych prześcieradłami, oświadczywszy, że zjawa jest teraźniejsza i należy do jej spokojnej babki. Portret owej kobiety wisiał nad stołem - efektowna kobieta w liliowej sukience, złotowłosa i szarooka. Bardzo podobna do samej Diwieny i jej dzieci. - A nie ma u was służącej - lunatyczki? - między innymi zainteresowała się Orsana. Gospodyni zdziwiła się, lecz odpowiedziała, że do niedawna była, ale dwie zjawy na jeden zamek - to już za wiele, więc dała dziewczynie wypowiedzenie. - Wy jesteście pewni, że to jest właśnie ona? - Rolar skinął na portret. - Jestem pewna - odcięła gospodyni. -- Ja ją widziałam. - I co? - wstrzymawszy oddech, zapytała Orsana.- Przywitała się i przeszła obok - niewzruszenie odpowiedziała gospodyni zamku, nawijając na widelec malusieńki kawałeczek kapusty i podnosząc do ust z zaiste królewskim wdziękiem. jakoś od razu jej uwierzyliśmy. Takie arystokratki zaczną kłaniać nawet żywogłowom.- A mówię - wiedźma! Wiedźma ona i jest! - niespodzianie ryknęła staruszka, zmusiwszy Orsanę do zakrztuszenia się.- O czym ona? - zainteresowałam się, z ukosa spoglądając na babkę, jak gdyby nigdy nic burcząc sobie pod nosem. - Chodziły pogłoski, że moją babka interesowała się czarowaniem - obojętnie wyjaśniła Diwiena. -- Jakoby to ona wywróżyła swojej wnuczce, to znaczy mi, bogatego męża, czego babka męża do końca naszej rodzinie wybaczyć nie może. - A to prawda? - wciąż pokaszlując, wychrypiała Orsana, rozdrażniona przez wampira, który próbował poklepać ją po plecach. - Nie - odcięła gospodyni. -- Tak, zgadzam się, że z biegiem czasu nasz ród trochę zubożał, lecz on nadal po dawnemu jest wybitny, jak ród męża. Tylko dzięki temu ślubowi mógł przeniknąć w wyższą warstwę społeczeństwa i awansować na doradcę. - Dobrze. A teraz o zapłacie - przypomniałam sobie. -- Na ile szacujecie tą... przykrość? - Pięćdziesiąt kładni - po niedługiej zadumie postanowiła pani Biełozierskaja. - Sześćdziesiąt! - szybko poprawiła siostra. - Ale za każdy rozbity przedmiot z waszej wypłaty będzie odliczona jego pełna wartość - melancholicznie dodała gospodyni. - Przepraszam?