Kiedy Clemency kładła się wieczorem do łóżka, z zado¬woleniem przypomniała sobie wydarzenia minionego dnia. To, że udało się bez trudu rozlokować Fabianów, mogła zawdzięczać głównie sobie i sprawiło jej to wielką radość. Poza Adelą, wydają się bardzo miłymi ludźmi. Nie martwiło jej nawet krępujące zachowanie Gilesa, a lord Fabian okazał się prawdziwym dżentelmenem. Nie musi się obawiać, że któryś z nich zachowa się jak jej fikcyjny były pracodawca. Poza tym pokładała wielkie nadzieje w Dianie, wierzyła bowiem, że będzie miała pozytywny wpływ na Arabellę, która jako najmłodsze i najbardziej rozpieszczone dziecko wymaga innego niż dotąd traktowania. Gdy zajmie się Dianą, osobą potrzebującą jej opieki i czułości, sama zapewne zmieni się na lepsze. Z rzeczy bardziej praktycznych, znalazła zapasowy mate¬rac, o wiele wygodniejszy niż poprzedni. Wyciągnęła go spod jednego z łóżek i bez wahania przeniosła do swojego pokoju. Poprzedniej nocy przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć, i miała nadzieję, że teraz będzie lepiej. Gdy czesała i zaplatała na noc włosy, przyznała w duchu, że niepokoi ją jedno, a mianowicie markiz. Zdawała sobie sprawę, że jest on mężczyzną nieprzeciętnym i atrakcyjnym, a oskarżenia pod jego adresem nie do końca wymazały z jej pamięci spotkanie w Richmond. Obiecała sobie, że postara się jak najbardziej schodzić mu z oczu. Dzięki Bogu, że poranki przyjdzie jej spędzać przy nauce - powinna być za to wdzięczna Dianie. Musi sobie tylko znaleźć jakieś zajęcie na popołudnia, być może wyręczać lady Helenę przy kąpaniu i szczotkowaniu psów albo wyprowadzaniu ich na spacery. W każdym razie, gdy przyjadą Baverstockowie, nie będzie Już tak bardzo potrzebna. Nie zapomniała jeszcze ani pogardliwego wyrazu twarzy Oriany, ani tego, jak pan Baverstock z lekceważeniem rzucił jej monetę. Teraz jednak była dobrej myśli - nie sądziła, że będzie się musiała nimi przejmować. Niestety, bardzo przeliczyła się w tej kwestii. Baverstockowie zjawili się następnego dnia około czwartej po południu. Na odgłos nadjeżdżającego powozu Lysander przerwał rozmowę z Frome’em i wyszedł im żwawo na spotkanie. Gdy stangret zajechał przed dom, Timson uchylił potężne dębowe drzwi i pobiegł do powozu, by otworzyć drzwiczki i opuścić stopnie. Pierwsza wysiadła Oriana. Po władczym spojrzeniu, jakim obrzuciła dwór, służący od razu poznał, że być może ma przed sobą przyszłą panią. Podobnym wzrokiem dama zmierzyła markiza. Pani Marlow czekała już w hallu, by przywitać się z nowo przybyłymi - podobnie jak Timson wyczuwała przyszłą panią domu. Gospodyni poprosiła jedną ze służących, aby zaprowa¬dziła na dół pokojówkę i kamerdynera państwa Baverstocków. Spostrzegła natychmiast, że panna Baverstock należy do osób, które zupełnie lekceważą służbę - z pewnością nie jest hojna, jeśli chodzi o prezenty, prawdopodobnie też będzie bardzo wybredna. Dlatego z drżeniem serca poprowadzi¬ła rodzeństwo po starych dębowych schodach, na których leżał wytarty chodnik. Wkrótce doszli do południowego skrzydła, gdzie razem z Clemency postanowiły umieścić Baverstocków. Dziewczęta z wioski spędziły w pokojach cały ranek, myjąc i pastując meble, a Clemency ustawiła na stolikach gustowne bukiety kwiatów. Mimo to pani Marlow zdawała sobie sprawę, że sypialnie są zaniedbane, a meble wyglądają zdecydowanie staromodnie. Wyraz niesmaku, z jakim Oriana rozglądała się po pokoju spowodował, że pani Marlow poczuła się w obowiązku przeprosić ją za niedogodności. Oriana niecierpliwie wysłuchała gospodyni i pomyślała, że pierwszą rzeczą, jaką uczyni, gdy zostanie parną Candover Court, to pozbycie się starej, nieudolnej służby. - Proszę przysłać tu Elizę - powiedziała krótko. - Muszę dzielić pokój ze służącą lady Fabian, panno Oriano - to były pierwsze słowa, jakie usłyszała od swojej pokojówki. - Nie jestem do tego przyzwyczajona - narzekała dziewczyna. - Pokój jest prawie ogołocony z mebli i czuć w nim myszy, a w oknach nie ma nawet zasłon! Oriana wzruszyła ramionami; te służące, wiecznie narzekają! - Musisz mnie uczesać, zanim spotkam się z lady Heleną - powiedziała. Zdecydowała, że na wieczór włoży suknię z atłasu w kolorze herbacianym. Będzie doskonale kontra¬stowała z ciemnymi strojami osób w żałobie. Tak naprawdę nie chodziło jej o lady Helenę. Spotkała ją kilka razy w Londynie i wiedziała, że ta dama nie zwróci żadnej uwagi na jej strój i fryzurę. Bardziej miała na względzie pozostałych, nie znanych jej jeszcze gości, szczególnie Adelę, o której wiele słyszała, i młodego Gilesa Fabiana. Oriana lubiła mieć pewność, że przyćmi w towarzystwie każdą inną pannę i zrobi wrażenie na mężczyznach. http://www.hale-magazynowe.info.pl - Małe nieporozumienie. - Młodzieniec wzruszył ramio¬nami. Lysander milczał i Mark poczuł się zobowiązany dodać: - Panna Stoneham nie usłyszała, że się zbliżam, i krzyknęła ze strachu, to wszystko. Nastąpiła kolejna chwila niezręcznej ciszy, po czym Lysander rzekł chłodno: - Baverstock, gong na kolację już za dwadzieścia minut. Proponuję, byś wrócił do pałacu i przebrał się. Mark zawahał się przez moment. - Przykro mi, że panią przestraszyłem, panno Stoneham - powiedział w końcu i odszedł. Clemency przymknęła oczy i usiadła na kamiennym nagrobku. Bolała ją ręka i czuła szczypanie w oczach. - Dziękuję, milordzie - zdołała wyszeptać. Markiz usiadł obok i wziął ją za rękę, żeby przyjrzeć się zadrapaniu. - Trzeba to przemyć - powiedział głosem dziwnie wzburzonym. - Pani Marlow powinna mieć coś na skaleczenia. - Tak. Żadne z nich się nie poruszyło. Clemency siedziała w milczeniu i po chwili na dłoń markiza spadła łza, a potem jeszcze jedna. - Przepraszam, milordzie, to... to nic takiego. - Biedactwo. - Lysander objął ją i położył jej głowę na swoim ramieniu. - Proszę, to moja chusteczka. A teraz niech mi pani wszystko opowie.
- W Baton Rouge znaleźli następne ciało. - Baton Rouge! - Santos zerwał się na równe nogi, tym bardziej wściekły, im bardziej uprzytamniał sobie własną bezradność. - Ten sukinsyn zaczyna się wymykać! - Tego nie wiemy. Mógł być... - Daj spokój, Jackson. Wiesz równie dobrze jak ja, że już go tu nie ma. Ten gość nie błądzi. Wybiera sobie miejsca, gdzie czuje się bezpiecznie. I trzyma się ich, dopóki nie zrobi się gorąco. Zabijał w Nowym Orleanie, teraz zmienił okolicę. Jackson nie zaprzeczał. Po chwili odchrząknął i powiedział: - Wybieram się tam, żeby zobaczyć, co znaleźli. Czy to ten sam facet, czy ktoś się pod niego podszywa. Sprawdź - Zaniosę małą do łóŜeczka. Otworzyła oczy w chwili, gdy brał z jej ramion małą. - Mark, wróciłeś? - szepnęła, i ten szept poruszył go do głębi, a zapach jej ciała dokonał reszty - wyzwolił w nim szaleństwo. Z Eriką na ręku wyprostował się, napotkał jej wzrok. - Zaraz wracam - powiedział. - PołoŜę ją spać. Poszedł do pokoju Eriki szybkim krokiem. PołoŜył ją do łóŜeczka, przykrył pledem i patrzył na nią chwilę, by upewnić się, Ŝe wszystko w porządku. Całą swoją uwagę poświęcił teraz Alli. Dech mu zaparło, gdy stwierdził, Ŝe się przebrała -spodnie zamieniła na szorty. Obrzucił ją wzrokiem, patrzył w jej czarne oczy, które wyraŜały tęsknotę, podobnie chyba jak jego własne. - Chciałam połoŜyć ją wcześniej - powiedziała. – Ale kołysząc ją w