siły w objęciach uwodziciela!

lekcji wuferskiego języka. Zacząłem specjalnie układać glosarium, żeby go zrozumieć. I co pani powie? Ani razu się nie pomylił, pamięta wszystkie słowa! I gramatyka jest zadziwiająco logiczna, o wiele bardziej konsekwentna niż w jakimkolwiek znanym mi ziemskim języku! Gość z Moskwy aż ręce splótł – tak ciekawa była opowieść o innej planecie. – A jak on objaśnia swój powrót? – Jak mówi, od razu go uprzedzili, że biorą go na pewien czas, w gości, a potem przywiozą z powrotem całego i zdrowego. Twierdzi też, że gości z Ziemi na Wuferze było niemało, po prostu większości Wuferianie ścierają pamięć, by nie utrudniać im powrotu. A mój pacjent poprosił, żeby zostawić mu wszystkie wspomnienia, i przez to teraz wciąż cierpi. Przy okazji proszę mi przypomnieć, żebym opowiedział pani o innym przypadku dziwactw pamięci... Widać było, że Korowin dosiadł ulubionego konika i teraz nieprędko się zatrzyma, ale Polina Andriejewna wcale nie chciała, żeby się zatrzymywał. – On mówi, że Wuferianie obserwują życie na Ziemi już od bardzo dawna, od stuleci. – A dlaczego się nie objawiają? – Z ich punktu widzenia jesteśmy jeszcze zbyt dzicy. Najpierw powinniśmy rozwiązać własne problemy i przestać męczyć się wzajemnie. Dopiero potem dojrzejemy do obcowania międzyplanetarnego. Wedle ich obliczeń powinno to nastąpić nie wcześniej niż w roku dwutysięcznym osiemdziesiątym, a i to w najbardziej sprzyjającym wypadku. – Ach, jak późno! – zmartwiła się Polina Andriejewna. – Żadne z nas tego nie dożyje. http://www.hale-magazynowe.net.pl/media/ lepiej. Czuję, że na ciele osłabłem. Chodzę z trudem, trzewia pożywienia nie trzymają, a rano, kiedy wstaję, w głowie wciąż mi się kręci. – Izrael uśmiechnął się z zachwytem. – To znaczy, że już blisko. Niedługo już mi zbawienia czekać. A do tego wreszcie i w głównej mojej męce ulgi zaznałem. Cielesnego biesa Pan odwołał. I sny teraz mam jasne, radosne. Kiedy ciebie zobaczyłem, młodą, piękną, wsłuchałem się w siebie – nic się nie poruszyło. Znaczy się, oczyścił mnie Pan Bóg. Oczyścił i przebaczył. Polina Andriejewna ucieszyła się w imieniu świętego starca, że łatwiej mu teraz duszę ratować, ale był już czas skierować rozmowę na to, co najpilniejsze. – To co chciałeś mi, ojcze, zagadką swoją łacińską powiedzieć? Że nowy wasz brat to nie Hilariusz, tylko ktoś inny, kto podstępem się tu dostał? Izrael uśmiechał się rozjaśnionym uśmiechem, wciąż jeszcze nie odrywając myśli od swojej rychłej rozkoszy. – Co, córko moja? A, Hilariusz. Nie wiem, my przecież sobie twarzy nie pokazujemy, a

wytropienia. Założyła maskę. Chwyciła łopatę. Zignorowała dzwoniący telefon i zabrała się do roboty, starając się nie myśleć o tym, co ją czeka. Potem zgrabiła trawę, żeby przykryć ślady. Wzięła długi, gorący prysznic i spłukała wilgotną ziemię z rąk. Kolejną godzinę męczyła się ze strzelbą. Na wszelki wypadek. Tuż po drugiej, gdy wracała z wozu, niosąc berettę i zapasową dwudziestkę dwójkę, Sprawdź uśmiechem, bawiło ich porównanie przewielebnego do arcybiskupa Reims Turpina, niezmordowanego prześladowcy Maurów i towarzysza broni Rolanda z Roncevaux. Pod koniec tej obszernej epistoły na obliczach mniszki i podprokuratora odmalowała się jednak niepewność, a Berdyczowski nazwał nawet popisującego się Aleksego Stiepanowicza draniem. Postanowili nie ulegać prowokacji Aloszki i w żadne przypuszczenia co do zawartych w postscriptum zagadkowych aluzji się nie wdawać, zaczekać natomiast na jutrzejszą korespondencję z Nowego Araratu i wtedy już wszystko szczegółowo omówić. Ale w poczcie, która nadeszła nazajutrz, listu od Lentoczkina nie było. Nie przyszedł on też ani na drugi, ani na trzeci, ani na czwarty dzień. Przewielebny nadzwyczaj się zaniepokoił i zaczął przemyśliwać, czy nie napisać do ojca Witalisa o zaginionym emisariuszu, a jeśli tego nie zrobił, to tylko dlatego, że sytuacja była niezręczna: wypadłoby przyznać, że Aloszę wysłano do Araratu w tajemnicy przed archimandrytą. Na siódmy dzień, kiedy zgnębiony, znużony bezsennością Mitrofaniusz już się szykował,