- Hm, najlepiej, żebyś trzymał się od niej z dala - ostrzegła, a potem przekręciła gałkę radia i zwiększyła głośność piosenki; czysty kobiecy głos śpiewał jękliwy utwór w stylu country and western. Mary Beth wtórowała piosenkarce i szło jej całkiem nieźle, może śpiewała trochę monotonnie, ale Rossowi było wszystko jedno. No, ale jemu przecież na niczym specjalnie nie zależało. Oprócz zemsty. Oparłszy się wygodnie na fotelu, milczał podczas jazdy autostradą i przywoływał w pamięci znajome twarze - zwłaszcza Shelby Cole. Błękitne, niewinne, smutne oczy, zadarty nosek i kilka piegów, idealnie owalny kształt twarzy. Tak, Shelby to była niezła sztuka. Będzie musiał ją odszukać. Nie dokończyli pewnej sprawy. Mary Beth zwolniła, dopiero kiedy minęli kilka miasteczek w drodze do Bad Luck. Tak, wszystko zacznie się lepiej układać. Wytrząsnęła kolejnego papierosa z paczki leżącej na siedzeniu między nimi i nacisnęła zapalniczkę. Poczęstował się marlboro light. - No, więc gdzie chcesz znaleźć pracę? Ross wykręcił wsteczne lusterko do siebie i potarł zarośniętą brodę. Kiedyś był przystojnym mężczyzną, ale lata spędzone za kratami odbiły się na nim pod tym względem niekorzystnie. Czoło i kąciki oczu naznaczone były głębokimi bruzdami. Miał też kilka blizn - pamiątka po walkach na pięści - i ranę od noża na prawym udzie, a ilekroć poruszył prawym ramieniem, czuł lekki ból między żebrami, które Nevada Smith połamał mu podczas ich ostatniej bójki. Zapalniczka szczęknęła i oboje zapalili papierosy. Płuca Rossa wypełnił kikotynowy dym. - Pewno nie masz przy sobie niczego do picia? - zagadnął. - Kurczę, już dawno nie miałem w ustach whisky ani tequili, ani nawet cholernego piwa. http://www.kisleonardo.pl - Có¿... dobrze... nie przejmuj sie tym. - Nie mam zamiaru. - Zadzwonie do mojej fryzjerki. Jestem pewna, ¿e nie bedzie miała nic przeciw temu, ¿eby wstapic tu po drodze i... - zatrzepotała rekami wokół własnej głowy - wyrównac co nieco. - Eugenia szybko doszła do siebie, pochyliła sie nad Jamesem i zaszczebiotała swiszczacym, scenicznym szeptem: - Zobacz, kochanie, kto sie w koncu obudził. - Która godzina? - Marla przeszła przez pokój, usiadła koło tesciowej i wyciagneła rece po dziecko. - Ju¿ po czwartej, kochanie. Przespałas prawie cała dobe. Jak sie czujesz? - Wcia¿ jestem troche senna - przyznała Marla, ujmujac
- Carlos? - zdumiała sie. Natychmiast odwrócił sie do niej plecami, - Hej! - zawołała za nim. Wybiegł za podwójne drzwi wyjsciowe, miał nadzieje, ¿e ta kobieta nie zda¿yła mu sie przyjrzec. Wpadł na wózek inwalidzki, w którym siedział jakis pacjent, i omal sie nie Sprawdź Nevada pokiwał głową. - To naprawdę wygląda wspaniale. - Gracias. - Lydia poczerwieniała z zadowolenia i odwróciła się w stronę kuchni, a potem dostrzegła ogrodnika przy treliażu, gdzie powojnik był obsypany fioletowymi pąkami. Ogrodnik trzymał w rękach nożyce i przycinał żywopłot. - Przepraszam - mruknęła Lydia i odeszła zamaszystym krokiem, bez wątpienia po to, żeby obsztorcować biedaka za złe traktowanie krzewów albo kwiatów. - Z nią lepiej się nie spierać o jedzenie - oświadczyła Shelby, wgryzając się w wafle pokryte brzoskwiniami i ociekające syropem o zapachu cynamonu i gałki muszkatołowej. - Wiesz, zaskoczyłeś mnie, że tu przyszedłeś. - Zerknęła na Nevadę. - Ze względu na ojca. - Nie mów, że byłbym niemile widziany? - Złamałoby ci to serce? - droczyła się. Zawahał się. - Ja nie mam serca. - Przez chwilę patrzył jej w oczy. - W każdym razie tak mi powiedziano. - Przysunął się do