Wyszedł, bo Logan deptał mu po piętach.

- Nigdy nie uda mi się zaciągnąć go na parkiet! Genevieve przysięgała, że jej udało się to tylko jeden jedyny raz, podczas ich wesela, ale wtedy nie mógł się wymigać. Mężczyzna, który nie tańczy... Willow zrobiło się go żal. Nie wiedział, co traci! W bawialni wirowało kilka par. Rodzice Camryn siedzieli przy niskim, szklanym stoliku razem ze Sneadem Gallagherem, emerytowanym adwokatem, uważanym wciąż za wielki autorytet. Drzwi do ogrodu były uchylone i Willow wydawało się, że widzi na patio ciemną sylwetkę mężczyzny. Scott... Wyglądał tak samotnie... - Camryn, kochanie - zawołała pani Moffat. - Podejdź, proszę, na chwileczkę. Musisz nam pomóc rozstrzygnąć spór. Lex i Willow zostali sami. R S - A teraz, skarbie... - Chwycił ją za rękę. - Taniec, który mi obiecałaś. Z pewnością nie była jego skarbem i nie obiecywała mu, że z nim zatańczy, ale niegrzecznie byłoby odmówić, więc pozwoliła poprowadzić się na parkiet. http://www.konstrukcjestalowe.edu.pl garniturze. Gdyby stała, na pewno ugięłyby się pod R S nią nogi. Na szczęście siedziała, więc mogła mu się na spokojnie przyjrzeć. Jego zazwyczaj starannie ułożone czarne włosy sprawiały wrażenie potarganych, a ciemniejsze niż noc za oknem oczy pełne były niewypowiedzianych tajemnic, Ale jedno było pewne: spędził wieczór z Camryn. Jego policzek zdobiła smuga krwistoczerwonej szminki. Willow poczuła się tak, jakby ktoś wbił jej w serce zardzewiały gwóźdź. - Dobry wieczór - przywitała się, z trudem odrywając wzrok od czerwonej smugi. - Ma pan ochotę napić się czegoś? Może gorącej czekolady? Albo...

- Ależ skąd, nie... - Nie posłużyła się pani moją osobą dla przykładu? - Jego oczy błyszczały zawadiacko. - W jaki sposób nie należy się zachowywać przy stole? - Obchodzą mnie wyłącznie maniery dzieci. - Nasypała Mikeyowi płatków do miseczki i zalała je mlekiem. - Sprawdź - To co mam robić? - jęknął Santos. - Siedzieć na tyłku i czekać, aż klient nam pryśnie? - Dokładnie. - Pieprz się. Jackson poklepał Santosa po plecach. - Jakoś z tego wybrniemy. Najpierw musimy wyciągnąć ciebie. Przez chwilę Santos milczał, po czym spojrzał przyjacielowi prosto w oczy. - A jeżeli się nie uda? Nie chodzi o to, że mogą mnie zamknąć, ale stracę blachę, Jackson. Jestem gliną, tylko to umiem robić... Jackson ścisnął przyjaciela za ramię. - Wiem. Wydostaniemy cię. Dowiemy się, kto to zrobił i przysmażymy im tyłki. Weź się w garść, stary. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY Santos nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie. Nie chciał dopuścić do tego, żeby Śnieżynka wymknął mu się z rąk, ani by ktoś ratował jego własny tyłek. Zamierzał dopaść Robichaux i wycisnąć z niego prawdę. Po namyśle doszedł jednak do wniosku, że obicie Chopa nie poprawi jego sytuacji. Powinien zająć się Tiną. Może rzeczywiście morderca krąży wokół niej. Facet mógł wiedzieć, że go widziała. Może będzie próbował zatrzeć ślady, zanim zwieje z miasta. Tina była ostatnią, która widziała Billie przy życiu, widziała jej klienta. Wniosek stąd, że i on mógł się jej przyjrzeć. Jeżeli zaś klientem był Śnieżynka, zapewne zechce się pozbyć dziewczyny. Odczekał, aż zapadnie zmrok i wyprawił się do Dzielnicy. Przemierzał ulice, zaglądał do barów, sprawdzał wszystkie miejsca, gdzie najczęściej kręciły się prostytutki. Ani śladu Tiny. Po kilku godzinach zaczął zastanawiać się, czy ze strachu nie wyjechała z miasta, albo może zaszyła się na jakiś czas w jakiejś kryjówce.