namietnosc i ¿adze, które dostrzegła wtedy w jego oczach.

Poczuła, ¿e krew napływa jej do twarzy. Jekneła w duchu, ale tylko wzruszyła ramionami i spojrzała na niego twardo. - Nic mnie to nie obchodzi. - Daj jej to lusterko - wycedził Nick przez zacisniete zeby. Eugenia przełkneła sline. - Có¿, to tylko kwestia czasu, wkrótce i tak bedziesz mogła sama wstawac, zreszta ju¿ niedługo bedziesz wygladała lepiej... ale to wymaga czasu... - Zaczeła grzebac w swojej torebce. - O, jest... – Wyciagneła błyszczaca, złota puderniczke i podała ja Marli. Cissy skrzywiła sie, jakby rozbolały ja zeby. Eugenia zesztywniała. Alex odwrócił wzrok. Tylko Nick nawet nie drgnał. Patrzył spokojnie, jak Marla dr¿acymi palcami otwiera puderniczke. Spojrzała w malutkie lusterko. 73 O Bo¿e, pomyslała, wciagajac powietrze przez zadrutowane zeby. Było gorzej, ni¿ przypuszczała. Nie tylko http://www.korekcja-wzroku.com.pl/media/ soba i bedziesz sie z tego smiała... - Eugenia usmiechneła szeroko, błyskajac złotym zebem. - Tak jak my wszyscy. - Nigdy nie bede sie z tego smiała - odparowała Marla. - Nikt nie bedzie sie z tego smiał. - Alex rzucił matce ostrzegawcze spojrzenie. 74 Nick w duchu przyznał bratu racje. Jego zdaniem prawda była lepsza ni¿ fałszywe nadzieje, a fakty mówiły same za siebie: Marla Amhurst Cahill omal nie zgineła, teraz wyglada upiornie i prawdopodobnie czuje sie fatalnie. Jej droga do całkowitego wyzdrowienia bedzie długa i wyboista. - Nie... nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek bede soba. - Marla, wstrzasnieta, spojrzała na Nicka. Przez chwile patrzyła

- Tak jak twoje - odparła Cissy dosc głosno, by wszyscy to usłyszeli. - Nie ma o czym mówic - powiedziała Eugenia. - Bracia nie zawsze sie ze soba zgadzaja. - Tak jak dziadek i jego brat? - Fenton, tak - odparła Eugenia sztywno. - I jego dzieci. Sprawdź należało do jej ojca - połacie ziemi, rozgrzane słońcem budynki, ciągnące się kilometrami ogrodzenie, cały dobytek, a nawet, do pewnego stopnia, ludzie, którzy tu pracowali. Znowu zrobiło jej się niedobrze. Nie jeździła konno od lat, ale teraz nie namyślała się długo, tylko założyła wałachowi uzdę i siodło, a potem ruszyła przez otwartą bramę w pola. Niesiona przez konia próbowała oczyścić umysł, zwalczyć przytłaczające uczucie, że została zdradzona, uczucie, którego doświadczała od momentu, gdy dowiedziała się, że ma przyrodnią siostrę - dziecko, którego jej ojciec się wyparł, skrzętnie ukrywany przez niego sekret. Ile jeszcze rodzinnych tajemnic chowa się w mrokach? Wałach galopował żwawo, wzbijając tumany kurzu - płoszył bażanty i koniki polne, mijał pasące się longhorny, którym nawet nie chciało się podnieść łbów na jego widok. Kątem oka Shelby dostrzegła grupkę robotników, 149 którzy prowadzili stadko cieląt bez wypalonego znamienia. Odwrócili się, żeby spojrzeć na galopującego konia, a potem wrócili do swoich zajęć. Shelby od razu pojechała na rodzinną działkę, a ściślej cmentarz, gdzie byli pochowani jej przodkowie. Teren był