którym słyszała, był jakimś dupowatym rycerzem - czy może

- Tak, oczywiście - odpowiedziała uprzejmie Rhonda. - To zbożny cel, chętnie wspomożemy... - Nie - przerwała jej szybko Milla - to nie jest żaden telemarketing. Chodzi o pani adoptowanego syna. Cisza. Milla nie słyszała nawet oddechu Rhondy. - To znaczy? - odezwała się wreszcie pani Winborn. - Co to ma wspólnego... Jest adoptowany - syknęła z irytacją. - Specjalnie wynajęliśmy prawnika, aby upewnić się, że wszystko pójdzie zgodnie z prawem. Jak pani śmie... - Nie, nie. To skomplikowana kwestia - pospieszyła Milla z wyjaśnieniami. - Jest jeszcze kilka formalności, które trzeba załatwić. Mogę jakoś umówić się z panią i z pani mężem? Może jutro? Obiecuję, że nie zabiorę państwu wiele czasu. - Jakich formalności? - Prawnych - powiedziała Milla, nie chcąc wdawać się w szczegóły przez telefon. Nie chciała wystraszyć Winbornów tak, by zabrali Justina i wyjechali ciemną nocą w nieznanym kierunku. Ona sama tak właśnie by zrobiła: lepiej uciec, niż ryzykować utratę syna. - Chodzi tylko o kilka podpisów - kontynuowała. - Nie o samą adopcję. http://www.korekcja-wzroku.net.pl dzieciak mógł odejść już spory kawałek od domu. Wcześniej Max podobno chciał iść do babci, ale matka nie zgodziła się, bo był chory. Chłopiec bardzo się zezłościł. - Gdzie mieszka babcia? - Kilka kilometrów stąd. Według matki dzieciak zna drogę, dlatego koncentrujemy nasze wysiłki na tym właśnie odcinku. - Którymi drzwiami wyszedł? - spytał Diaz trzymający się za plecami Milli. Zaskoczyło ją to, że sam zwrócił na siebie uwagę; najwyraźniej nie obawiał się rozpoznania przez gliniarzy z El Paso. Poniekąd było to uspokajające: przynajmniej nie był ścigany po tej stronie granicy Baxter zmierzył go uważnym spojrzeniem. - Z tyłu domu - wskazał ręką. - Chodźmy, pokażę wam. Milla

Biura na górze były prawie puste. Lampy jarzeniowe lub gołe żarówki, popękane linoleum na podłodze, ciemnozielona farba na ścianach, tak to wszystko wyglądało. No, było też kilka zniszczonych metalowych biurek i starych krzeseł poklejonych taśmami. Plus dwa prywatne pomieszczenia; półprywatne, powiedzmy: górne połowy ich ścian były wielkimi szybami. Sprawdź dzwoniono, stoi na stacji obsługi samochodów. Właściciel nic nie wie. Milla nie wiedziała oczywiście, co dzieje się za tymi zimnymi, mrocznymi oczami. Mogła się tylko domyślać, że Diaz przegląda właśnie listę znajomych i rozważa różne możliwe scenariusze. - Wtedy myślałam jeszcze, że Pavon nazywa się Diaz - wyjaśniła. - Słyszałam niejasne plotki o niejakim Diazie, który może być zamieszany w porwania. Spodziewałam się, że jednookim an43 104 okażesz się właśnie ty, bo twoje nazwisko wydawało się być z nim jakoś powiązane. - Nic mnie z nim nie wiąże.