- Zdejmij to - zażądał, pociągając za rękaw szlafroka. Pospiesznie usłuchała i okrycie osunęło się pod nią na materac. - Mój Boże, Becky, jesteś tym, czego pragnąłem od bardzo dawna. - Doprawdy? Potaknął bez słów i przykrył jej ciało swoim, Becky oddała się jego pocałunkom. Alec zaczął przesuwać głowę i ręce niżej. Coraz niżej. Nie pominął żadnego skrawka jej ciała - od delikatnej skóry w zgięciu łokcia aż do wdzięcznego wygięcia stopy wydawało się całe jak stworzone dla jego dłoni. Studiował je, uczył się na pamięć wszystkich jego kształtów. - Czy mogę? - spytała zdławionym głosem. Przesunęła palcami po jego złotych włosach. - Lepiej jeszcze nie kończ - uprzedził ją miękkim jak welwet szeptem. Nie zrozumiała, co to miało znaczyć, lecz była szczęśliwa, pozwalając mu robić ze sobą, co tylko chciał. Jeśli to miało zrujnować jej reputację, w tej chwili nie obchodziło ją to ani trochę. Alec pocałował ją gwałtownie, chwytając za kark. - Połóż się na plecach - wyszeptał. - Chcę cię wziąć teraz. Spojrzała mu w oczy, pociemniałe w świetle świec. Wiedziała, że nadszedł czas. - Bądź ostrożny - poprosiła. - Oczywiście, kochanie. - Ujął twarz Becky w dłonie, pogładził kciukiem kącik jej warg i pocałował głęboko, oszałamiająco. http://www.logopedawarszawa.info.pl - Sam nie wiem. Czułem się wtedy... wybrańcem losu. Ulu - bieńcem fortuny. Wiem, że brzmi to absurdalnie. - Poduszka zaszeleściła, gdy przekręcił głowę, żeby spojrzeć w górę. - Lecz jeśli wygrana była błogosławieństwem, to przegrana, jak łatwo sobie wyobrazić, przekleństwem. Ale sądziłem, że zdołam odwrócić koło fortuny. Nie potrafiłem z tego zrezygnować. Jeszcze jeden rzut kości, jeszcze jedna partia kart! Koniecznie chciałem odzyskać swój status szczęściarza. - Dlaczego tak cię to pociągało? Zastanowił się nad jej pytaniem. - Myślę, że hazardowe gry odwracały moją uwagę od innych rzeczy. - Na przykład od czego? - Na przykład - zawahał się - od tego, że mam wszystko, czego mógłbym zapragnąć, ale wciąż nie jestem szczęśliwy. Miałem coraz więcej, a jednak nie mogłem... - Zapełnić tym pustki? Odwrócił głowę w jej stronę i patrzył na nią przez chwilę, a potem powoli, z przygnębieniem przytaknął.
- Kiedy się wpadnie w głęboką, czarną czeluść, cherie, trzeba się z niej wydobyć za wszelką cenę. Istnieje co prawda coś takiego, jak szczęście, ale ostatnio jakoś mi nie dopisuje. - Spotkałeś przecież mnie. Może teraz ci dopisze? Roześmiał się głośno. - Mówię poważnie. Jestem w czepku urodzona. - Jeśli mam być szczery, nie wydajesz mi się szczególną szczęściarą. Zaskoczyło ją to, ale zaraz potem parsknęła śmiechem. Zawtórował jej. Sprawdź jesteśmy przyjaciółmi. Złamane serce? - Skądże. Lizzie jest szczęśliwa i cieszę się z tego. Koniec bajki. - Złapałeś może trypra? - O Boże, skąd! Nic podobnego. - W końcu nie jest smarkaczem - wystąpił w jego obronie, lojalny jak zawsze, Fort. - Z pewnością wszyscy wiemy, jak się zabezpieczyć. - Jasne - wymamrotał Alec. - W takim razie co? - Draxinger patrzył na niego ze szczerą troską. Alec pokręcił głową. Zawsze był ich przywódcą, jakże miał więc wytłumaczyć, że nieustanna pogoń za przyjemnościami zaczęła mu się wydawać nie do zniesienia? Wszyscy udawali, że chcą coś dla niego zrobić, choć nie wiedział dlaczego. Nie chciał się skarżyć. To byłoby poniżej jego godności. Cała socjeta zazdrościła jego kompanom. Kobiety za nimi szalały, mężczyźni starali się ich naśladować. Z pewnością pogoń za