– Kopertę? – powtórzył.

lewego pasa na prawy i z powrotem. Wydawało się, że zależy jej jedynie na tym, by dzieliło ich odpowiednio dużo wozów. Ale Bentz był coraz bliżej. Nagle gwałtownie skręciła w prawo i w ostatniej chwili uciekła w zjazd na Bulwar Zachodzącego Słońca. Zatrąbiły klaksony. Chevrolet znikał za zakrętem. Bentz usiłował powtórzyć jej manewr, przebić się na prawy pas, ale drogę blokowała mu furgonetka. Kobieta ze słuchawkami w uszach, nieświadoma, co się dokoła niej dzieje, trzymała się kurczowo zderzaka wiekowej ciężarówki. Bentz nie miał szans wyminąć obu. Z wściekłością uderzył pięścią w kierownicę. Boże, oddałby wszystko za koguta i syrenę! Chcąc zjechać z autostrady, musiał zwolnić i ustawić się za furgonetką. Gdy w końcu znalazł się na skrzyżowaniu, zatrzymało go czerwone światło – a chevrolet przemknął na żółtym. Bentz mełł w ustach przekleństwa, a pańcia z furgonetki paplała coś radośnie do słuchawek. Bentz wytężył wzrok i zobaczył srebrnego chevroleta daleko przed sobą, na kolejnych światłach. W życiu jej nie dogoni. Tak blisko, a tak daleko... Kalifornijska tablica rejestracyjna... Wytężył wzrok. Wydawało mu się, że dwie cyfry to 66. Więcej nie widział. http://www.logopedawarszawa.org.pl/media/ ogniem, powietrze z trudem przeciskało się przez ściśnięte płuca, gdy gnał do pokoju 21. Drzwi były uchylone. Serce stanęło mu w piersi. Sięgnął po broń, ale nie nosił jej przecież. Kabura i pistolet leżały w schowku samochodu. Nie miał czasu, by wracać po broń. Spokojnie. Powoli. Myśl. Może to pułapka! Ostrożnie pchnął drzwi. Pocił się. Omiótł światłem latarki zaśmiecone pomieszczenie. Nie różniło się niczym od siódemki, ten sam bałagan i smutek. I zapach gardenii. Co jest, do cholery? Bum! Głuchy odgłos z góry niósł się echem po pomieszczeniu. Rzucił się do schodów. Pomyślał, że niewykluczone, że pcha się prosto w pułapkę i że

Myszki Miki trafiły do właściwej bramki. – Odbierze cię policjantka, Sherry Petrocelli – ciągnął Bentz. – Znajoma Hayesa. Zabierze cię do Parker Center, tam mieści się wydział zabójstw. – Wiem. – Świetnie. I tam się spotkamy. Hayes dał Petrocelli twój telefon. Zadzwoni. – Chyba właśnie teraz odparła. Sprawdź – Chyba żartujesz. – Może Point Fermin? – zaproponowała i uśmiechnęła się lekko. Poczuł ukłucie w sercu. Jak zawsze. – Dlaczego akurat tam? – zapytał, choć znał odpowiedź. Jeździli tam z Jennifer, aż za starą latarnię morską. Wiele godzin spędzili, spacerując po zacienionych trawnikach. Wyszukiwali ustronne zakątki w barwnych ogrodach. – Bo to dla nas wyjątkowe miejsce, prawda, RJ? – zapytała z coraz szerszym uśmiechem. – Chyba nie zapomniałeś, jak tam jeździliśmy i szliśmy w stronę morza. Pikniki. Słońce. Seks. To wszystko prawda... Ale skąd wie? Skąd zna najintymniejsze szczegóły jego życia? Zaciskał dłonie tak mocno, że kluczyki wbijały się w skórę. Stał z nią twarzą w twarz, ale zamiast odpowiedzi, miał coraz więcej pytań. Lecz to się zmieni. I to zaraz.