– Wiem, do czego zmierzasz, ale nie byłoby mnie tutaj, gdybym miał coś wspólnego z jej śmiercią. I nie miałem żadnego motywu, by zamordować Shanę Mcintyre. Hayes wciąż siedział nieruchomo. – Ale musisz przyznać, że to dziwny zbieg okoliczności. Nowe zabójstwo bliźniaczek, teraz śmierć Shany Mcintyre... Wszystko to w ciągu tygodnia, odkąd wróciłeś do Los Angeles. Każdy gliniarz z odrobiną oleju w głowie zacząłby myśleć. Bentz zacisnął usta. Targała nim burza emocji i robił, co w jego mocy, by nie wybuchnąć. – Gdy żegnałem się z Shaną, żyła. Było to kilka dni temu... Sprawdź w jej kalendarzu. Nie wróciłem do niej, nie widziałem jej na ulicy, nawet z nią nie rozmawiałem. Możecie sprawdzić mój telefon. – Zrobimy to. – Dobrze. Przekonacie się wtedy, że wczoraj wieczorem rozmawiałem z żoną, która jest w Nowym Orleanie. Nadajnik w okolicy pewnie wychwycił sygnał. Jezu, co ja robię. Nie muszę się tłumaczyć. Hayes machnął ręką. – Pomyślałem tylko, że wolałbyś usłyszeć to ode mnie. Bentz w pierwszej chwili nie odpowiedział, starał się opanować gniew. Rzeczywiście nie ma sensu zabijać posłańca przynoszącego złe wieści. – Powiem to raz: nie byłem wczoraj u Shany, o czym się dowiesz, gdy sprawdzisz jej alarm. Żyje jak jakaś gwiazda. Czy ktoś już go sprawdził? Przejrzał zapis z kamer? http://www.makul.pl I przed policjantem, który ma za dużo czasu i któremu odbija na punkcie nieżyjącej żony. Nie zwracając uwagi na podszepty rozsądku, minął łukowate sklepienie prowadzące na wewnętrzne podwórze – kwadrat otoczony z dwóch stron rzędem drzwi do pokojów. Na pierwszym piętrze widniał ciąg balkonów. Całe podwórze spowijały cienie, kładły się na poobijanej, połamanej rzeźbie świętego Michała. Słońce nikło za wieżą. Na razie, idzie jak po maśle, pomyślał. Miejsce było puste. Przepełnione samotnością. Idąc wzdłuż ściany, zerkając przez nieliczne brudne szyby, które jeszcze zostały w oknach, mało brakowało, a nastąpiłby na szczura, który znienacka pojawił się w szczelinie. Nie tak Bentz wyobrażał sobie romantyczną kryjówkę. W każdym razie nie tak, jak zajazd wyglądał teraz. Dzisiaj można by tu nakręcić horror. Podchodząc kolejno do drzwi, poczuł dreszcz na plecach.
kłykcie pobielały pod wpływem przeszywającego bólu. Czuła, że łódź przyspiesza, pruje wodę, mknie na miejsce ostatecznego spoczynku. Ból powoli ustępował. Uniosła głowę, odetchnęła głęboko. Nic jej nie będzie, ani jej, ani dziecku. Znajdzie jakiś sposób, by ich wyciągnąć z tej mami. Musi tylko pomyśleć... O Boże! Kolejna fala bólu. Ostrego jak nóż. Sprawdź Zgaga dawała mu się we znaki. Wyjął rolkę tabletek z kieszeni, zażył, odszukał kluczyki. Ze zmarszczonymi brwiami spojrzał na laskę opartą o ścianę, zabrał ją w końcu, wziął też kurtkę i wyszedł na kalifornijski skwar. Zamknął swój pokój i ruszył betonową alejką do samochodu. Po drodze minął faceta z psem. Spike obwąchiwał popękany asfalt – albo szukał resztek jedzenia, albo miejsca, żeby się załatwić. Bentz skinął głową jego właścicielowi i wsiadł do samochodu. Miał już dosyć motelu i obskurnych ścian. Przekręcił kluczyk w stacyjce i nacisnął pedał gazu. Czas wyskoczyć do San Juan Capistrano. Przy odrobinie szczęścia obróci tam i z powrotem i jeszcze zostanie mu trochę czasu, zanim zapadnie noc. Hayes zahamował z piskiem opon pod kładką. Drogówka już urządziła blokadę, kontrolowała ruch dokoła magazynów. Światła syren pulsowały pod wiaduktem dźwigającym autostradę.