– W strój niedozwolony się przebrałaś, godność zakonną pohańbiłaś. O, szyja goła, tfu,

Kiedy drzwi ze skrzypem wprawdzie, ale dość lekko się otworzyły, uważnie obejrzał sterczące z nich gwoździe. I sam sobie skinął głową. Wszedł do środka. W półmroku widać było grubo ciosany stół, na nim – otwartą trumnę, której wieko walało się na podłodze. Nowicjusz obmacał trumnę i tak, i owak, nie wiedzieć czemu nałożył na nią wieko i leciutko stuknął z góry. Trumna zamknęła się szczelnie, z chrzęstem. Młodzik podszedł do okna, przy którym leżały dwa worki ze słomą. Postawił, nie wiadomo dlaczego, jeden na drugim. Potem, popatrując z niepokojem na szybko gasnące światło za oknem, stanął na ławce i przeciągnął dłonią po gładko ociosanych bierwionach ściany. Zaczął z góry, tuż pod sufitem, potem przejechał po następnym rzędzie, niżej, jeszcze niżej. Zakończywszy te tajemnicze manipulacje przy jednej ścianie, przeszedł do następnej i zajmował się tą dziwną czynnością jeszcze długo. Kiedy szyba zaróżowiła się ostatnimi odblaskami zachodu, Pelagiusz trzeci raz wypowiedział swoje „aha!”, teraz jeszcze radośniej niż przedtem. Wyjął zza pazuchy drut do robótek, podłubał nim w bierwionie i wyciągnął palcami coś zupełnie maleńkiego, nie większego od wisienki. Dłużej już w chatce się nie zatrzymywał. Szybko pomaszerował pustą drogą do Nowego Araratu i pół godziny później był już na nabrzeżu, niedaleko automatów ze święconą wodą. Najpierw przeszedł koło nich (było dość dużo ludzi), potem wyczekał na odpowiedni http://www.maxstrans.com.pl/media/ komputery dają chłopcu poczucie siły. – Wspominał kiedyś o ludziach, których poznał przez Internet? O stronach, które odwiedzał? – naciskał Quincy. – Nie mogę powiedzieć. – Panie Mann... – zaczęła niecierpliwie Rainie. Przerwał jej z nadętą miną. – Danny jest moim pacjentem, a ja nie złamię tajemnicy lekarskiej. – Naprawdę w przypadku szkolnego psychologa obowiązuje tajemnica lekarska? – ostentacyjnie okazała zdziwienie. Quincy rzucił jej spojrzenie, które wyraźnie radziło, żeby nie szarżowała w roli złej policjantki. Facet robił się nerwowy, a oni musieli wyciągnąć z niego więcej informacji. – Powinniście sprawdzić komputery – zaproponował nagle Mann. Pochylił się do przodu i dodał niemal szeptem: – Chciałbym pomóc, ale nie mogę zaczynać kariery od naruszenia

Chce wytrzeźwieć. Adam zostawił w szulerni wygraną oraz przyjaciół. Rozgorączkowanych i pijanych. Liczy, że chłodne powietrze przegna alkohol z głowy i zmyje napawający go obrzydzeniem do samego siebie bród karcianego Sprawdź Mitrofaniusz milczał. Pozostali mnisi patrzyli na niego, czekali. Pani Lisicyna nagle poczuła się nieswojo: ona jedna była tu w świeckim stroju, jedyna jasna plama pośród czarnych habitów. Jakby jakaś sikorka przez pomyłkę wleciała między stado wron. Nie – powiedziała sobie Polina Andriejewna – należę do tej samej rasy. A oni to nie żadne wrony, mówią o ważnych rzeczach, o całą ludzkość się spierają. Co zatem powie przeorowi Mitrofaniusz? – Katolicyzm dopuszcza jeszcze istnienie czyśćca, dlatego że ludzi całkiem dobrych i całkiem złych jest niewielu – powiedział powoli biskup. – Czyściec oczywiście należy rozumieć w sensie duchowym, jako miejsce oczyszczenia od oblepiającego nas brudu. Nasza zaś wiara prawosławna czyśćca nie uznaje. Długo rozmyślałem nad tym, skąd takie nieprzejednanie, i wymyśliłem. To nie z surowości się bierze, tylko z jeszcze większego miłosierdzia. Przecież całkiem czarnych, niedających się omyć grzeszników nie bywa, w każdym, choćby najbardziej zakamieniałym, tli się jakaś żywa iskierka. I nasze prawosławne