- Jest coś między tobą a Gallagherem? - zapytał. Uderzyła go. W ramię, w rękę, potem złapała torebkę i walnęła go w głowę. an43 185 - Niech cię szlag! - krzyknęła łamiącym się głosem. - O mało nie dostałam przez ciebie zawału! Rozkleiła się zupełnie: po policzkach pociekły jej łzy strachu i ulgi. Drżąc, osunęła się na krzesło przy stoliku z lampą. Niezdarnie przeszukiwała torebkę w poszukiwaniu chustki. Tymczasem twarz Diaza wyrażała wreszcie jakieś emocje: wyglądał na zdruzgotanego świadomością, że Milla go uderzyła, i prawdopodobnie równie zaskoczonego tym, iż jej na to pozwolił. Sama była zdziwiona własnym brakiem opanowania, tym, że Diaz tak sobie bezczynnie stał, zamiast rzucić się na nią, złamać jej rękę albo przynajmniej cisnąć nią o podłogę. Otworzyła usta, szukając słów przeprosin, ale zamiast tego uderzyła Diaza w nogę. - Niech to szlag - szepnęła, próbując wytrzeć obficie lecące łzy chusteczką. Z makijażu zostały pewnie żałosne resztki. Gdy o tym pomyślała, miała ochotę walnąć go jeszcze raz. http://www.meblekuchennesklep.net.pl/media/ korzeni. Mężczyzna zatrzymał się, ale nurt potoku niosący Millę ani myślał stanąć. Namoknięty pas szybko rozwinął się na całą długość, Milla poczuła bolesne, bardzo silne szarpnięcie, nie zwolniła chwytu. Twarz Diaza była zacięta, wykrzywiona z wysiłku, zęby kurczowo zaciśnięte. Prawą ręką trzymał się korzenia, lewą usiłował wyciągnąć kobietę z głównego nurtu rzeki. Milla wciąż desperacko kopała wodę nogami, skręcając całe ciało, aż nagle woda złagodziła uścisk i pchnęła ją sama w stronę brzegu, tuż za drzewem. Byli teraz rozdzieleni grubym pniem, wciąż połączeni naciągniętym paskiem. Milli także udało się chwycić korzenia, a jednocześnie zaprzeć stopami o wystający z dna kamień. Prąd rzeki wciąż napierał, ale kobiecie udało się wyprostować drżące kolana i zablokować je w tej

jest bezdenna i ostateczna. A potem Diaz niespodziewanie poradził sobie z tą przepaścią, umieszczając przy okazji Millę z powrotem tam, gdzie była wcześniej: pod sobą, rozłożoną na wznak. Ostatniej nocy chciała zostać tam na zawsze. Wreszcie nie pozostało już nic do zrobienia w domu. Milla nalała sobie świeżej kawy i wyjęła z szafy koc. Wyszła na oszkloną Sprawdź 369 Urzędniczka trzymała się nieźle, najwyraźniej próbując wybadać, jak dużo wiedzą. Milla zdecydowała się pograć bardziej zdecydowanie. - Moje dziecko było jednym z tych porwanych. - Przykro mi to słyszeć. - Zajęło to wiele czasu, ale nareszcie rozpracowaliśmy cały gang przemytników i handlarzy dziećmi. Pozwoli pani, że wymienię kilka nazwisk: Arturo Pavon. Milla intensywnie wpatrywała się w twarz Ellin, ale ta zdawała się zupełnie nic nie kojarzyć. - Susanna Kosper. Wciąż nic.