41

blisko, by Nancy czuła się nieswojo. - Ja... ja jestem hetero - wyszeptała. Usłyszała cichy śmiech. - A czy koniecznie trzeba być homo, żeby trochę poeksperymentować? - To nie... Ja nie... - Mówienie przychodziło Nancy z ogromnym trudem. - Muszę iść. - Zostań jeszcze. Mogę ci zaofiarować doznania, których nie zapomnisz aż do śmierci. Przyjemność tak niezrównaną... - Muszę iść. - Dobrze więc. Idź. Naraz Nancy uświadomiła sobie, że tamta wcale już jej nie dotyka, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by wstać i wyjść. Tylko że... Tylko że zrobiła się ciężka jak z ołowiu, powietrze na sali też stało się ciężkie, duszące, nad kanapami zawisła gęstniejąca ciemność niczym przytłaczająca chmura. Nancy czuła leciutki dotyk palców na swojej szyi i na włosach, a te pieszczoty były tak uwodzicielskie, że nie potrafiła im się oprzeć. Koniecznie musiała wstać i wyjść. Biec. Uciekać. - Patrz na ekran. Zobaczysz mojego przyjaciela. http://www.mojabudowa.edu.pl/media/ oczami. Potem... Szelest. Na zewnątrz. Spojrzała w stronę okna, lecz przed położeniem się spać szczelnie zasunęła zasłony. Zastanawiała się, czy naprawdę coś słyszy, czy tylko zawodzą ją nerwy. Powiedziała sobie, że nic jej nie grozi. Larry śpi w drugiej sypialni, Nate na kanapie. Rozluźniła się trochę, zamknęła oczy. Potem nagle znów je otworzyła. Na zewnątrz ktoś był. Usiłował otworzyć przesuwane drzwi. - Halo?

- Posłuchaj, Jake, jesteś na najlepszej drodze do wpadnięcia w poważne kłopoty. Chcę ci pomóc, ale jeśli mam to zrobić, najpierw musisz mi opowiedzieć, co się właściwie z tobą dzieje. To co, opowiesz? Skinął głową i usiadł inaczej, opierając się wygodnie, co stanowiło duży postęp. Już nie łypał podejrzliwie i niechętnie, przestała emanować z niego wrogość, wyglądał przede wszystkim na zmęczonego. Zaczął Sprawdź się w szpitalu, gdzie zaraz mu pomogą i podadzą krew. RS 152 - Wyjdzie z tego - powiedział na głos. Odpowiedziała mu cisza. Uniósł głowę i zobaczył, że Jessica znikła, czemu zresztą się nie dziwił, ponieważ sam nie miał ochoty tłumaczyć się przed nikim, czemu przywłaszczył sobie czyjś kitel i chodził po szpitalu, udając doktora MacDonalda. Posadził chłopaka, opierając go plecami o biurko, rozpiął mu koszulę na piersi, upewnił się, czy David oddycha. Kiedy usłyszał, że na piętrze zatrzymuje się winda, wyskoczył na korytarz i pognał ku schodom pożarowym. - O rany! - powiedziała Nancy, gdy wrócili z Jeremym do gabinetu