Usiadł posłusznie, gotując się do egzaminu. To był ich domowy rytuał.

Lucien spojrzał na nią spod rzęs, uśmiechnął się tajemniczo i otworzył poranną gazetę. - Kuzynko Rose, co zamierzasz dzisiaj robić? - Lex i ja idziemy po kapelusze, a potem popracujemy nad moim salonowym francuskim. Zaskoczona Alexandra przeniosła wzrok z Luciena na Rose i z powrotem. Nic nie wyczytała z ich twarzy, ale nie uwolniła się od podejrzeń. - Już wcześniej chciałem zapytać, co to właściwie znaczy „salonowy francuski” - zainteresował się hrabia. - To coś lepszego niż zwykły francuski - wyjaśniła kuzynka. - Gdy dżentelmen rzuca uwagę, która wymaga jedynie potwierdzenia, odpowiada się po francusku, pokazując mu w ten sposób, że zna się języki. Słuchając swojego własnego wyjaśnienia sprzed tygodnia, powtórzonego przez uczennicę niemal słowo w słowo, Alexandra dorzuciła świetną pamięć do listy wrodzonych atutów Rose. Teraz w napięciu czekała na reakcję Luciena, zasłaniając się filiżanką herbaty. - Rozumiem. Jakich wyrażeń najczęściej się używa? Tym razem nawet w oczach Rose odmalowało się zdziwienie. - Mais qui, mais non, d'accord, a bien sur i... - Zerknęła na guwernantkę. - Absolument - dokończyła za nią Alexandra. Lord Kilcairn odchylił się na oparcie krzesła. - Zdumiewające. Kiedy pomyślę, ile czasu straciłem w młodości na wkuwanie http://www.my-medyczni.net.pl/media/ — Mamo! — Jean i Bobby wpadli do pokoju, twarze mieli zarumienione z przejęcia. — Mamo, ścigaliśmy się z Nianią przez całą drogę do domu i wygraliśmy! — Udało się nam — powiedział Hobby. — Pokonali- śmy ją. — Biegliśmy dużo szybciej niż. ona — oświadczyła Jean. — A gdzie Niania? — zapytała pani Fields. — Zaraz tu będzie. Cześć, tato. — Cześć, dzieciaki — odparł Tom. Przechylił głowę na bok, nasłuchując. Od strony ganku dobiegały jakieś zgrzy- ty, dziwne brzęczenie i szuranie. Uśmiechnął się. — To ona — oświadczył Bobby. Do pokoju wsunęła się Niania.

gromadzące się chmury burzowe. - Czuję, że zbliża się coś niedobrego - mruknął do siebie. Niebo nad zachodnim Londynem było ciemne i posępne, ale to nie burza psuła hrabiemu nastrój. Czekało go coś dużo bardziej nieprzyjemnego: wkrótce miał powitać w swoim domu służkę szatana i jej matkę. Nad dachami Mayfair zahuczał pierwszy grzmot. Jednocześnie otworzyły się frontowe Sprawdź ranka stał się w jej oczach idealnym dżentelmenem. Teraz wystarczyło zatem zachowywać się zgodnie z jej naukami. Nie wiedziała przecież, że odniosła sukces przerastający jej najśmielsze oczekiwania. Gdy weszli z Robertem do holu, Rose i Alexandra akurat schodziły po schodach. - Na pewno chcesz się wybrać na przejażdżkę z tym draniem? - spytał kuzynkę. Wziął od Wimbole'a szal i zarzucił go jej na ramiona. Rose się zarumieniła. - Lord Belton nie jest draniem. - Zachichotała. - A nawet jeśli tak, przynajmniej będzie wesoło. - Jestem prawdziwym dżentelmenem - zapewnił Robert i podał jej ramię. - I z przyjemnością informuję, że pani kuzyn daje nam kosz z jedzeniem, środek transportu i swój nowy zaprzęg. - Naprawdę? - zdziwiła się dziewczyna. - Dziękuję, Lucienie.